Treść strony SEZON 2011/

Jestem dumny z chłopców
Tylko systematyczna praca przynosi efekty - mówi szkoleniowiec mistrzów Polski


Rozmowa z LESZKIEM MINGE, szkoleniowcem mistrzów Polski - Sokołów Toruń, najlepszego zespołu zakończonego w minioną niedzielę turnieju finałowego Centralnej Ligi Juniorów.

Dariusz Łopatka: Marzenia się spełniają...

Leszek Minge: Okazuję się, że tak. Chociaż to jeszcze nie wszystkie moje marzenia. Mam ich kilka, ale zachowam je dla siebie. Jestem bardzo zadowolony, gdyż wygraliśmy złoto po świetnym meczu. Chłopcy pokazali, że potrafią grać w hokeja. Zszedł z nich stres i było to widać. Tworzyli fajny kolektyw. Było to czuć zarówno w boksie, jak i na lodzie.

D.Ł. Nie był to jednak łatwy turniej dla Pana ekipy.

L.M. Zdecydowanie nie. Powiedziałbym nawet, że było nam bardzo trudno. W lidze zajęliśmy pierwsze miejsce i w opinii wielu byliśmy faworytami. Nie zgadzam się. Moim zdaniem, zwycięstwo w sezonie regularnym jeszcze o niczym nie świadczy. Proszę zobaczyć, że inne drużyny grały w Centralnej Lidze Juniorów, a kompletnie inne przyjechały na turniej finałowy do Torunia (m.in. drużynę z Tychów zasiliło sześciu hokeistów, grających na co dzień w Polskiej Lidze Hokejowej, Podhale Nowy Targ również sześciu - przyp. red.).

D.Ł. To jasne.

L.M. Jasne i istotne, lecz nie wszyscy chcą to zrozumieć.

D.Ł. Po pierwszym meczu Sokołów z Unią Oświęcim pozostał zdaje się pewien niedosyt.

L.M. Zabrakło nam dwudziestu kilku sekund do zwycięstwa w regulaminowym czasie gry (torunianie prowadzili już 3:0, lecz ostatecznie spotkanie zakończyło się ich zwycięstwem 5:4 po rzutach karnych - przyp. red.). Nie dziwie się temu, jak potoczył się ten mecz. Wszyscy widzieli w nas faworytów i proszę mi wierzyć, chłopcy wzięli to sobie do serc. Panował spory stres. Presja była bardzo odczuwalna. Widziałem, co jest grane, dlatego cieszę się, że mecz z Unią zakończył się naszą wygraną, bo mogło być zupełnie inaczej.

D.Ł. Czyli zgodzi Pan z tym, że był to kiepski początek turnieju.

L.M. Zdecydowanie tak.

D.Ł. Podobnie było w pierwszej tercji drugiego meczu z Zagłębiem Sosnowiec.

L.M. To również było następstwo stresu. Świadomość tego, że trzeba „zrobić” wynik, że trzeba wyjść i wygrać, chłopców sparaliżowała. Nie ulega wątpliwości, że to była najgorsza rozegrana przez nas tercja w turnieju finałowym (Sokoły przegrywały już 0:2, lecz w całym spotkaniu zwyciężyły 8:4 - przyp. red.). Po rozmowie w szatni nastawienie było zupełnie inne, dużo lepsze. Wygraliśmy drugą część 5:0. Ten mecz dał nam wyjście z grupy...

D.Ł. ... a to był plan minimum. Mimo to po głowach zawodników chodziła tylko jedna myśli - złoty medal.

L.M. Dlatego każdy mecz był dla nas trudny. Śmiem twierdzić, że najłatwiejszym spotkaniem była dla nas potyczka finałowa (wcześniej Sokoły pokonały jeszcze Stoczniowca Gdańsk 3:2 - przyp. red.). Zszedł z chłopaków stres, bo przecież srebro mieliśmy już zagwarantowane, a to też byłby sukces. Nie mieli pozwiązywanych nóg i wreszcie pokazali, że potrafią grać w hokeja. Przez całe spotkanie kontrolowaliśmy wynik i punktowaliśmy tyszan. Rezultat 6:2 w finale uznaję za świetny. Jestem dumny z chłopców.

D.Ł. Historia szybko zatoczyła koło. Dwa lata temu również juniorzy zdobyli dwa medale...

L.M. Tak, ale przypomnę tylko, że w minionym roku również byliśmy blisko. Wygraliśmy dwa mecze, a zmiana regulaminu spowodowała, że nie zdobyliśmy medalu, albo wygraliśmy nie z tymi drużynami. Cieszę się, że wygraliśmy ze wszystkimi rywalami. Cieszę się tym bardziej, że poziom drużyn był wysoki, jak również dlatego, że jest to dla mnie pierwszy medal zdobyty z drużyną juniorów.

D.Ł. Ilu zawodników z mistrzowskiej drużyny przebije się, Pana zdaniem, do pierwszego składu Nesty Karaweli?

L.M. Trudno powiedzieć. Nie wiem, jak klub prowadzący drużynę seniorów będzie podchodzić do osiągniętego przez nas sukcesu. Nie wiem również, jakie mają założenia, ale ja widziałbym kilku graczy z tej grupy. Będę żałował, jeżeli którykolwiek z zawodników kończących wiek juniora nie znajdzie dla siebie miejsca wśród seniorów. Ale takie są reguły. Szkoda, bo wiele lat pracowali nad poprawieniem swoich umiejętności.

D.Ł. Jaka jest recepta na sukcesy w kolejnych latach?

L.M. Tylko systematyczna praca przynosi efekty. Mamy świetną bazę, dwa lodowiska, mamy wszystko. Miejmy nadzieje, że to pozowali nam w kolejnych latach walczyć o medale. Ale nie oszukujmy się, nie zawsze można zdobywać złoto.
 

Teczka osobowa - Leszek Minge

Ur. 19 stycznia 1958 roku w Toruniu, napastnik.
Kariera zawodnicza. Stal Toruń, Pomorzanin (1976 - 77, 1981 - 83, 1986 - 88), Legia Warszawa (1978 - 81), Stoczniowiec Gdańsk (1984 - 86), TTH Towimor (1988 - 91). Karierę zakończył w Niemczech.
Kariera trenerska. Drugi szkoleniowiec seniorów w Towimorze i TTH Metronie Toruń (1995 - 96, brązowy medal mistrzostw kraju wśród seniorów), pierwszy trener seniorów TTH Filmarze (1997 - 99) i TKH Eurostalu (2001 - 03), samodzielny trener młodzieży (juniorzy, żacy; 2008 - 10 i 2011 - 12). Medal wywalczony z toruńskimi juniorami jest dla niego drugim w karierze szkoleniowca.

 

Źródło: Nowości

wstecz

Kontakt

Bannery