Treść strony SEZON 2011/

Stęskniłem się za hymnem

Z Bartoszem Dąbkowskim, toruńskim hokeistą, który wraz z reprezentacją Polski wygrał turniej mistrzostw świata Dywizji IB w Wilnie, rozmawia Dariusz Łopatka.



D.Ł. Rozpocznę od gratulacji za udane występy na Litwie. Biało-czerwoni po 13 latach wygrali turniej mistrzostw świata, uzyskali awans do wyższej Dywizji i za rok zagrają na zapleczu światowej Elity.

B.D. Dziękuję za gratulacje. Bardzo się z tego cieszymy.


D.Ł. Dla Ciebie turniej w Wilnie był wyjątkowy, gdyż po raz pierwszy w karierze dostałeś szansę gry w mistrzostwach świata seniorów.

B.D. Dokładnie. Właśnie z tego względu emocje były wyjątkowe. Na zgrupowania jeździłem od paru dobrych lat. Byłem też w szerokiej kadrze. Jedną nogą byłem już w Innsbrucku (odbyły się tam MŚ w 2008 roku - przyp. red.). Szansę występu w mistrzostwach dostałem jednak teraz, po dziewięciu, dziesięciu latach starania się o miejsce w składzie. Teraz mogę powiedzieć, że było to wielkie przeżycie. Cieszę się, że mogłem pojechać do Wilna i grać tam z Orłem na piersi. Cieszę się, że mogłem sprawić trochę radości rodzinie i znajomym, którzy nasze występy oglądali w telewizji.


D.Ł. We wcześniejszych latach miałeś sporo pecha. Z udziału w kilku poprzednich mistrzostw eliminowały Cię m.in. kontuzje. Nie załamałeś się jednak i zawzięcie walczyłeś o miejsce w składzie.

B.D. Zawsze wyróżnieniem była dla mnie możliwość reprezentowania kraju w meczach międzynarodowych. Kiedy tylko mogłem, kiedy tylko zdrowie pozwalało i z osobistymi sprawami wszystko było w porządku, zawsze stawiałem się na zgrupowania. Byłem z tego dumny i szczęśliwy. Zawsze brakowało mi jednak tego wyjazdu na mistrzostwa. Teraz zostałem doceniony i cieszę się, że mogłem się pokazać i sam przekonać się, jak to wygląda. Przyznam, że emocje były niesamowite.


D.Ł. Lepszego debiutu w mistrzostwach nie można sobie wyobrazić.

B.D. Na pewno. Cel był jeden - mieliśmy wrócić na zaplecze Elity. Do tej pory zawsze stawało coś na przeszkodzie, dlatego tym bardziej się cieszę, że podczas moich pierwszych mistrzostw udało się nam osiągnąć sukces. Wiadomo, że z tym się wiążą kolejne zobowiązania. Pierwszy krok wykonaliśmy, ale chcąc dobrze zaprezentować się za rok, musimy solidnie wziąć się do pracy już teraz.


D.Ł. Widać było po Waszej grze na Litwie, że rola faworytów Wam nie przeszkadzała.

B.D. Myślę, że nam nie przeszkadzała. Wiedzieliśmy jaki jest cel i staraliśmy się konsekwentnie do niego dążyć, choć nie było łatwo. Już pierwszy mecz turnieju, w którym Chorwacja, jako beniaminek, pokonała Wielką Brytanię, spadkowicza z zaplecza Elity, pokazał, że poziom będzie wysoki i wyrównany. Wszystko poukładało się jednak tak, że już po czterech meczach mieliśmy zapewniony awans i plan został zrealizowany. Zabrakło może tej kropki nad „i”, czyli zwycięstwa z Wielką Brytanią, ale z różnych przyczyn się nam to nie udało.


D.Ł. Szkoda tego meczu z Brytyjczykami, przegranego poniekąd przez dyskusyjne decyzje sędziów. Aż strach myśleć co by było, gdyby ten mecz decydował o awansie.

B.D. To fakt. Mogę się z tym zgodzić, że decyzje arbitrów były kontrowersyjne. Z drugiej jednak strony nie zrzucałbym całej winy za naszą porażkę na sędziów. Mieliśmy słabsze momenty, szczególnie w pierwszej tercji, w której mogliśmy obrócić mecz na własną korzyść. Rozmawialiśmy jednak rzeczywiście z chłopakami, że przy wyniku 2:2, na tym szczeblu zmagań międzynarodowych, nie powinno coś takiego mieć miejsca. Arbiter odesłał dwóch naszych zawodników na ławkę kar, przy czym nie wydaje mi się, żeby były to ewidentne faule.


D.Ł. To już jednak za nami. Na szczęście nie wpłynęło to na wynik całego turnieju.

B.D. Dokładnie. Teraz to już historia i zostawmy to ludziom z ramienia IIHF-u, którzy rozliczają tych sędziów. Nam, ani żadnej innej drużynie, nic to nie zmieniało.


D.Ł. Który z meczów w Wilnie był najtrudniejszy?

B.D. Sporo kolegów z drużyny uznaje spotkanie z Litwą (wygrane 3:2 - przyp. red.) za najtrudniejsze i ja się z nimi zgodzę. Ten zespół nie wyglądał już tak, jak ta Litwa z poprzednich lat. Teraz stawiał trudne warunki każdemu kolejnemu przeciwnikowi. Wiadomo, że motorem napędowym tej ekipy był Dainius Zubrus (gracz NHL, występujący w zespole New Jersey Devils - przez. red.). Do meczu przeciwko gospodarzom nastawialiśmy się natomiast tak, jakbyśmy grali przeciwko sześciu rywalom, gdyż tamtejsza hala była zapełniona niemal po brzegi. Ten doping i ta atmosfera sprzyjała Litwinom. Bardzo się starali o dobry wynik. Był to najtrudniejszy mecz, ale przez to najbardziej emocjonujący. Wiedzieliśmy, że jeśli wygramy, to wszystko pójdzie w dobrym kierunku.


D.Ł. W przekazach telewizyjnych widać było, że tworzycie nie tylko zgraną drużynę, ale i grono dobrych kolegów. Dobre wyniki chyba jeszcze tę atmosferę podsycały.

B.D. Tak. Każde kolejne zwycięstwo dodawało nam siły. Atmosfera była świetna. Morale rosły po każdym spotkaniu. Wiedzieliśmy, że gramy dla jednego Orzełka i że jeden na drugiego może liczyć. Każdy wierzył w siebie i kolegę. Wiedzieliśmy, że graliśmy o sukces dla kraju, ale także to, że graliśmy dla siebie, dla swoich rodzin i znajomych. Wszystko to stworzyło tą świetną atmosferę. Nie wiem dokładnie jakie były komentarze po poszczególnych naszych meczach, ale rodzina i znajomi mówili mi, że odbiór naszej gry, pracy i podejścia jest pozytywny. To też podsycało nas do wzmożonej walki o awans.


D.Ł. Sztab szkoleniowy nie musiał więc szczególnie motywować Was do gry. Jak oceniasz współpracę z trenerem Igorem Zacharkinem?

B.D. Mogę powiedzieć, że jest superfachowcem. Zna się na swojej pracy. Uważam też, że jest świetnym psychologiem. Pokazał nam odpowiednią drogę. Pokazał, jak budować drużynę mentalnie, jak mamy „ustawiać” głowy. Przygotował nas na sukces także poprzez kilka tygodni ciężkiej pracy na treningach. To dało efekt. Mieliśmy siłę. Cały sztab szkoleniowy, czyli Igor Zacharkin, Jacek Płachta (drugi trener - przyp. red.), Kirył Korenkow (trener bramkarzy - przyp. red.) oraz Wiaczesław Bykow (konsultant - przyp. red.), to profesjonaliści. Wiedzieli, jak powinna wyglądać drużyna i jak się odnosi sukces. Dawali nam dużo wskazówek, choć wiadomo, że przez te dwa lata, przez które z nami pracowali, nie mogli zmienić wszystkiego i sprawić, że będziemy zupełnie innymi ludźmi. Niemniej każdy z nas łapał tę wiedzę i na swój sposób starał się przełożyć ją na grę na lodzie.


D.Ł. Nie da się ukryć, że to sztab szkoleniowy był głównym kreatorem tego sukcesu. Aż szkoda, że za rok kadrę poprowadzą inni szkoleniowcy.

B.D. Szkoda. Przez dwa lata niektórzy z nas mieli więcej do czynienia z tymi trenerami, a inni, tak jak ja, mniej. Myślę jednak, że mamy wskazany kierunek i wiemy, jak powinno to wyglądać. Wiemy, jakie powinno być nastawienie i jaka czeka nas ciężka praca, żeby w przyszłym roku dobrze wypaść. Od nas zależy, jakie wnioski wyciągniemy i w jaki sposób każdy z nas będzie nad sobą pracować w klubach.


D.Ł. Na co, Twoim zdaniem, stać będzie reprezentację kraju na zapleczu Elity?

B.D. Nikt z nas nie postawił sobie jeszcze celu na kolejne mistrzostwa, gdyż wciąż nie wiadomo z kim zagramy i kto poprowadzi naszą drużynę (Igor Zacharkim i Wiaczesław Bykow poprowadzą od nowego sezonu SKA Sankt Petersburg - przyp. red.). Teraz mogę jedynie powiedzieć, że skoro tam awansowaliśmy, to musimy zrobić wszystko, żeby tam zostać. Nie możemy zaprzepaścić tego, co zrobiliśmy w tym roku.


D.Ł. Który moment z tegorocznych mistrzostw będziesz wspominać szczególnie?

B.D. Po raz ostatni w mistrzostwach świata brałem udział kilka lat temu, gdy grałem jeszcze w reprezentacjach młodzieżowych. Zarówno podczas mistrzostw U18, czy U20, jak i wśród seniorów, po meczach śpiewane są hymny narodowe drużyn, które wygrały poszczególne mecze. Odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego na Litwie, gdy nasza flaga szła do góry, było uświetnieniem tego sukcesu. Brakowało mi tego. Przez lata brakowało mi tych ciarek przechodzących po plecach. Tak było po każdym z czterech wygranych przez nas meczów w Wilnie. Szkoda, że zabrakło tego piątego zwycięstwa, aby przypieczętować nasz sukces, ale pomimo tego uzyskaliśmy awans i zrealizowaliśmy swój plan. Świetnym uczuciem było również zakończenie turnieju, gdy trzy flagi szły w górę. Wówczas Mazurek Dąbrowskiego zabrzmiał na Litwie po raz piąty, ostatni. Moment był bardzo emocjonujący.


D.Ł. Można więc powiedzieć uczyniliście pierwszy krok wykonany przez reprezentację Polski, aby wyciągnąć hokej na należne jemu miejsce?

B.D. Myślę, że tak. Czujemy się na tyle mocni, żeby grać w wyższej Dywizji. W sporcie najważniejsze, aby stawiać sobie coraz wyższe cele. W tym sezonie był to awans do Dywizji IA. Co będzie za rok? Zobaczymy. Musimy krok po kroku budować coraz silniejszą drużynę i starać się utrzymać w tej grupie.


D.Ł. Kto wie, może osiągnięcie tego celu będzie choć trochę ułatwione, gdyż Polska kandyduje do organizacji przyszłorocznych mistrzostw. Możliwe, że odbędą się one w Krakowie, czyli mieście, w którym od roku pracujesz, grasz.

B.D. Może tak być. Kandydatura jest złożona i w najbliższym czasie to wszystko się rozstrzygnie. W Krakowie wybudowana jest nowa hala. To bardzo piękny obiekt. Jeśli dojdzie do mistrzostw w Polsce to może być to dla nas sporym plusem, że zagramy przed własną publicznością.


D.Ł. Na koniec zapytam jeszcze o drużynę Cracovii, gdyż jeszcze przed mistrzostwami podpisałeś kontrakt z tym klubem. Byłeś jednym z pierwszych zawodników, który przedłużył kontrakt. Można więc powiedzieć, że przenosiny pod Wawel były więc dobrym wyborem.

B.D. Myślę, że tak. Wiadomo, że w Polsce nie ma zbyt wielu klubów, które funkcjonują normalnie. Po czterech latach gry w Jastrzębiu dostałem ofertę gry w Krakowie. Mieszkam tam z żoną i z córką, zaaklimatyzowałem się tam. Generalnie klub jest wypłacalny i panuje w nim dobra atmosfera. Wynik, który osiągnęliśmy (Cracovia odpadła w ćwierćfinale play off - przyp. red.), był poniżej naszych oczekiwań i ambicji. Taki jest jednak sport. Czasami trzeba przełknąć gorzką pigułkę. Myślę, że w przyszłym sezonie będzie lepiej.


D.Ł. Tego życzę i dziękuję za rozmowę.
B.D. Również
dziękuję.

komentarze (0) ()

wstecz

Kontakt

Bannery