Treść strony WYWIADY

.

"Między słupkami"


Redakcja:
Wychowałeś się w Gdańsku. W mieście, gdzie na naprawdę przyzwoitym poziomie można grać w piłkę nożną i w kosza. W mieście, w którym swoją karierę sportową można związać z żużlem, szermierką, rugby, judo i kilkoma innymi dyscyplinami. Ty pojawiłeś się między słupkami na lodowej tafli Olivii. Jak do tego doszło? 
 

Tomasz Witkowski:
Poszedłem do szkoły sportowej. Po 3 klasie podstawówki był nabór na hokej. Coś mnie ruszyło, że chciałbym być sportowcem i się zgłosiłem. Mama wypisała mi zgodę i tak się zaczęło. To był czysty przypadek, bo w mojej rodzinie nie ma sportowych korzeni. Na początku jednak, zanim stanąłem na bramkę, musiałem się nauczyć jeździć na łyżwach.             

R: W polskim hokeju na lodzie bramkarzem zostaje się przeważnie w wieku żaka, kiedy to zdesperowany trener, patrząc na grupę rozbrykanych chłopaków, wskazuje na podstawie sobie tylko znanych powodów na jednego z nich, mówiąc: będziesz bramkarzem. To bardzo odpowiedzialne zadanie. Cała drużyna na Ciebie liczy. Czy z Tobą było podobnie?

TW: Troszeczkę prawdy w tym jest. Na początku uczyliśmy się jeździć na łyżwach. Jak już potrafiliśmy jeździć, pojawiło się pytanie: w kogo będziemy uczyć się strzelać, żeby bramka nie była pusta? Padło na mnie ponieważ …. byłem najgrubszy i w bramce zajmowałem najwięcej miejsca. Od tej pory chłopaki strzelali we mnie, a mi zaczęło się to podobać.

R: Mówi się, że bramkarze w hokeju to trochę dziwne osoby. Żyją zamknięci w swoim własnym świecie, z dala od dziennikarskich fleszy, od sławy i od wszelkiego publicznego rozgłosu. W świecie ciszy, kontemplacji, w krainie poznawania własnej psychiki i ciała. Czy Ty też uważasz siebie za osobę wyciszoną, czasami nieobecną, taką która prowadzi swoją własną, prywatną „wojnę” z przeciwnikiem?      

TW: W życiu codziennym jestem normalnym 21 letnim chłopakiem, lubię spotkać się ze znajomymi, pośmiać się czy zrelaksować. Jednak gdy przychodzi dzień meczu jestem wyciszony i skupiony. Przed meczem nie mam w głowie żadnych zabaw, „pierdów” –  myślę tylko o meczu. Pozycja bramkarza wymaga spokoju, bramkarz musi być odpowiedzialny i pewny siebie. Każde zawahanie podczas meczu może się skończyć utratą bramki. A czy prowadzę swoja prywatną wojnę z przeciwnikiem?  Nie, tak powiedzieć nie można, hokej to gra zespołowa, sam bramkarz – bez obrońców i napastników – meczu nie wygra. Muszę ściśle współpracować ze swoimi kolegami z drużyny. Na meczu musimy tworzyć jedność.     

R: Zdaniem fachowców, działaczy, trenerów i byłych zawodników, bramkarz to 70% wartości drużyny. W Twoim odczuciu to dużo, czy mało? Czy czujesz presję olbrzymiej odpowiedzialności, składanej na Twoich barkach?

TW: Presja zawsze jest odczuwalna. Jeżeli napastnik popełni błąd – zostaje obrońca, jeżeli obrońca popełni błąd – zostaje bramkarz, jeżeli natomiast bramkarz popełni błąd, za jego plecami zapala się czerwone światełko, które oznacza straconą bramkę i jest zmorą wszystkich bramkarzy. I dlatego pewnie mówi się, że bramkarz to 70% drużyny, bo gdy my popełnimy błąd nikt go za nas nie naprawi.         

R: Jak wygląda mecz hokejowy, oglądany przez pryzmat kraty umieszczonej na kasku bramkarza? Jak radzisz sobie z ciągłymi zmianami w Twojej psychice: koncentracją w sytuacjach podbramkowych i lekkim rozluźnieniem, gdy gra przenosi się do tercji przeciwnika?

TW: Chyba już się do tego przyzwyczaiłem, hehe. Raz skupiony, raz rozluźniony – taka jest moja codzienność. Mecz z perspektywy bramkarza wygląda podobnie, jak z perspektywy każdego innego zawodnika. Tak sądzę.
        
R: Co Ciebie najbardziej cieszy, a co najbardziej denerwuje w Twojej własnej grze? Czy wystawiasz sobie własne oceny, za każdy kolejny występ? Jakie wyciągasz konsekwencje wobec siebie za totalną klapę, jeżeli Ci się taka przytrafi?       

TW: Najbardziej cieszy mnie, kiedy wiem ze zrobiłem „dobrą robotę” i tego dnia chłopacy z drużyny wiedzieli, że mogli na mnie liczyć. Oczywiście jest super, jeśli uda się skończyć mecz z czystym kontem. Jeżeli nie, to każdą puszczoną bramkę analizuję, starając się znaleźć przyczynę, a później na treningu ćwiczę, żeby w przyszłości nie popełniać tych samych błędów. Jeżeli mecz zakończy się totalną klapa, i wiem że to ja w tym dniu byłem najsłabszy i nie pomogłem chłopakom, jestem na siebie zły, jestem smutny i zdenerwowany. Jednak następnego dnia wstaję rano, mówiąc: dziś jest nowy dzień i zaczynam pracować od nowa. Nigdy nie wolno się poddawać. Po słabszym okresie zawsze przychodzi lepszy. Wahania formy są normalne we wszystkich sportach.

R: Czy śledzisz grę innych bramkarzy na świecie? Czy ktoś wywarł na Tobie szczególne wrażenie? Czy masz swojego „guru” w hokejowej bramce?      

TW: Chyba każdy ma swojego ulubionego bramkarza. Moim wzorem do naśladowania są dwaj polscy bramkarze, którzy niestety swoje kariery musieli zakończyć z powodów zdrowotnych. Myślę o Tomaszu Wawrzkiewiczu i Tomaszu Jaworskim. O pierwszym nie muszę chyba nic mówić, ponieważ jest dobrze znany toruńskim kibicom. W Gdańsku miałem z „Wachą” kilka treningów i mogę stwierdzić, że jest on zarówno bardzo dobrym trenerem, jak i człowiekiem. Zawsze służył dobrą rada. Tomka Jaworskiego niestety nie poznałem. Śledziłem jego grę, gdy byłem w Szkole Mistrzostwa Sportowego, a on grał w Zagłębiu Sosnowiec. To była świątynia spokoju, potrafił tak wyczekać zawodnika, że może pozazdrościć mu tego wielu bramkarzy.

R: Wiesz dobrze, że bramkarz oprócz wysokich umiejętności, musi mieć jeszcze szczęście. Szczęście znalezienia się w odpowiednim czasie, w odpowiedniej drużynie. Wielu dobrych bramkarzy straciło swoją szansę tylko dlatego, że byli drugim lub trzecim bramkarzem w swojej drużynie. Nie mogąc regularnie grać, tracili umiejętności i pewność siebie. Czy Ty jesteś dzisiaj w odpowiednim miejscu, w całej tej konstelacji polskich bramkarzy?    

TW: Wydaje mi się, że przed tym sezonem podjąłem słuszną decyzje o wyjeździe do Torunia. W Polsce młodym bramkarzom jest bardzo trudno się wybić. W klubach przeważnie stawia się na doświadczenie, a nie na młodość. Zgadzam się z tym, iż przyszłość bramkarza w Polsce zależy od znalezienia się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu, że trzeba podjąć słuszną decyzje i mieć właśnie ten łut szczęścia. Cieszę się, że jestem teraz w Toruniu. W drużynie jest dobra atmosfera, chcemy awansować, wszystko jest na dobrej drodze. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem dziś w odpowiednim miejscu.

R: Kim jest prywatnie facet, nazywany popularnie „Witkiem”. Czy jest osobą skrytą, czy raczej duszą towarzystwa? Bardziej odludkiem, czy też przyszłym biznesmenem? A może „gościem”, który czeka jeszcze na to, co mu życie przyniesie? Jaki jest naprawdę Tomasz Witkowski?

TW: Prywatnie jestem osobą … hmmm, ciężko mi to powiedzieć, hehe …. na pewno nie jestem zamknięty w sobie. Wydaje mi się, że jestem otwartym, uśmiechniętym facetem, który swoją przyszłość chce związać z hokejem. Tomasz Witkowski to normalny facet, który robi coś, co kocha, i sprawia mu to ogromną przyjemność. A poza tym, nie różnię się niczym od swoich kolegów.

R: Mecz fazy grupowej, Igrzyska Olimpijskie w Soczi, początek spotkania, hymn Polski, na bramce Tomasz Witkowski. Czy oczyma wyobraźni widzisz siebie w tym miejscu? Czy masz szansę tam być? Czy reprezentacja Polski dostąpi takiego zaszczytu?

TW: Oczywiście, że chciałbym aby polska reprezentacja wystąpiła na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. Jeżeli bym był na tyle dobry, żeby tam być i grać, to byłoby to niesamowite. Jednak raczej twardo stoję na Ziemi i wiem, że przede mną dużo pracy, aby móc zadebiutować w seniorskiej reprezentacji naszego kraju. Trzeba bardzo ciężko trenować i – co ważniejsze – grać mecze, najlepiej na wysokim poziomie, żeby mieć ogranie i móc konkurować o miejsce w kadrze z innymi bramkarzami, grającymi w polskiej lidze. Na dzisiaj debiut w Reprezentacji Polski to dla mnie marzenie, do spełnienia którego na pewno będę dążył.
    
R: Przed nami Święta Bożego Narodzenia, tradycyjnie najważniejsze święta dla wszystkich Polaków. Czym jest dla Ciebie tradycja? Jaką ma dla Ciebie wartość? Jak wyglądać będą Twoje nadchodzące święta?

TW: Święta to czas, który mogę spędzić z najbliższymi. Ma to dla mnie dużą wartość, bo jednak rodzina jest najważniejsza. Jest to także odpoczynek od treningów, czas wyciszenia, regeneracji i nabrania sił na nowy rok. Święta spędzam jak najbardziej tradycyjnie, dzielenie się opłatkiem, 12 potraw, wspólna wigilia i to co najlepsze – oczekiwanie na św. MIKOŁAJA.
   
R: Święta niebawem, ale zaraz po nich Nowy Rok – Anno Domini 2011. Jaki był dla Ciebie rok 2010? Jak oceniasz ten czas, sportowo i prywatnie?

TW: Był to rok udany pod każdym względem. W końcu zacząłem grać, doskonalić swoje umiejętności, gdyż w poprzedniej drużynie nie miałem takiej możliwości, będąc trzecim bramkarzem. W życiu prywatnym też dużo zmian. Jestem zadowolony i oby tak dalej!!!       

R: Życzymy Ci więc, żeby Twoja dobra passa została podtrzymana i żebyśmy w Nowym, 2011 Roku mogli wspólnie cieszyć się z Twoich sukcesów. 

TW: A ja skorzystam z okazji i, za Waszym pośrednictwem, składam wszystkim kibicom hokeja życzenia Wesołych, Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w rodzinnej atmosferze oraz Szczęśliwego Nowego Roku. 

wstecz

Kontakt

Bannery