Treść strony marzec_2007

Staram się być jak najbliżej hokeja

Rozmowa z ANDRZEJEM KOŃCZALSKIM, byłym prezesem TKH ThyssenKrupp Energostal

- Jaka jest dzisiaj pana rola w klubie?

- Przede wszystkim staram się służyć moją wiedzą i radą, jeśli istnieje taka potrzeba. Jestem poza zarządem, więc nie uczestniczę bezpośrednio w podejmowaniu decyzji. Cały czas jestem jednak blisko hokeja i interesuję się tym, co się dzieje w klubie. Po tym pięcioletnim okresie aktywnego uczestnictwa w TKH mam trochę zaległości u siebie w firmie i teraz intensywnie je nadrabiam. To była jedna z przyczyn mojej rezygnacji z funkcji prezesa. Jeżeli oddałbym się całkowicie działalności sportowej to mogłoby się to źle skończyć.

- Pytam, ponieważ Tomasz Proszkiewicz stwierdził ostatnio, że tylko z panem będzie rozmawiał o nowym kontrakcie.

- Jeśli sobie tego życzy to mogę pełnić taką rolę, chociaż na dzisiaj nic o niej nie wiem. Mogę z nim rozmawiać, mogę mu pewne rzeczy podpowiedzieć czy uzgodnić jeżeli nie będzie mógł się porozumieć. Nie ukrywam, że chciałbym, aby Tomek grał w TKH. Jest jednym z czołowych zawodników w naszym zespole, chociaż w tym sezonie nie pokazał wszystkiego na co go stać.

- To jest dosyć symptomatyczne. Relacje na linii zawodnicy - zarząd są bardziej sztywne niż za pana kadencji.

- My również podejmowaliśmy niepopularne decyzje. Nigdy nie będzie tak, że wszyscy są zadowoleni. Jeśli zdarzały się kary finansowe bądź jakieś inne niekorzystne dla zawodników decyzje to staraliśmy się im to wytłumaczyć, żeby dokładnie wiedzieli czemu zostały podjęte. Nie zawsze wszyscy się z nimi godzili. Z zawodnikami trzeba dużo rozmawiać.

- Jak rozmawiać z graczami, żeby nie powstała żadna bariera?

- To nie może być rozmowa służbowa w stylu "dzień dobry, jak się czujesz, do widzenia". Powinna być bardziej swobodna. Ja nie miałem wyłączonego telefonu i każdy miał prawo do mnie zadzwonić. Poza tym jeżeli zawodnicy zwracali się do nas w sprawie swoich problemów w życiu prywatnym staraliśmy się im pomóc, doradzić.Współpracowaliśmy na tej płaszczyźnie. Generalnie kontakt z zawodnikami musi być częstszy i bliższy, żeby nie było żadnych rozbieżności we wzajemnych relacjach. Trzeba trochę żyć ich życiem.

- Od czasu odwołania poprzedniego prezesa są problemy ze znalezieniem następcy. Znowu brakuje chętnych.

- Wiąże się to z bardzo dużą odpowiedzialnością. To tak jakby podjąć się prowadzenia jakiegoś przedsiębiorstwa. Są kontrole z Urzędu Skarbowego i ZUS, prezes odpowiada również swoim majątkiem w przypadku nieprawidłowości. Najlepszy kandydat to taki, który ma ustabilizowany status finansowy, jest niezależny. Tej działalności trzeba poświęcić bardzo dużo czasu.

- Trwają też poszukiwania głównego trenera.

- Na dzisiaj nie ma zbyt dużo trenerów w Polsce, którzy mogliby z pełnym powodzeniem prowadzić zespół. A ci, którzy byliby w stanie są generalnie zajęci. Mi się wydaje, że chyba powinno się sięgnąć po doświadczonego trenera z zagranicy. Ja wziąłbym opiekuna, który miał osiągnięcia, zna warsztat pracy i chciałby popracować, nie przywiązując całej uwagi do wynagrodzenia, tylko ciężko kogoś takiego znaleźć.

- Doświadczenia sprzed minionego sezonu chyba raczej skłaniają do postawienia na Polaka.

- Rzeczywiście, całe zamieszanie w tym sezonie wzięło się od trenera. Nadal jednak uważam, że można postawić na kogoś z zagranicy, ale ta osoba musi znać polską specyfikę, naszą mentalność i nasze możliwości. Ja do dzisiaj podziwiam zespół, który Novotny zbudował w Katowicach. Tam nie było pieniędzy na sprzęt, na wyjazdy i na wypłaty, a zawodnicy wywalczyli wicemistrzostwo. Jeśli u nas w klubie pojawiłyby się kilkumiesięczne zaległości to byłby dramat, dlatego mam duży szacunek dla działaczy, że potrafili zapewnić środki finansowe i jesteśmy wypłacalni.

- TKH zamierza sprowadzić nowych graczy. Wydaje się, że przy coraz lepszej wypłacalności klubów z południa Polski może być problem z pozyskaniem stamtąd zawodników.

- Związana jest z tym także lokalizacja Torunia, która też jest problemem. Większość zawodników pochodzi jednak z tamtych rejonów i gra w istniejących tam drużynach. Za moich czasów ważną rzeczą była właśnie ta wypłacalność klubu i gwarantowanie pieniędzy, które zawodnicy wynegocjowali w trakcie podpisywania kontraktu. Inną sprawą jest zakorzenienie rodzinne, szczególnie młodych graczy, którzy nie byli w SMS-ie. Pamiętam jak przyjechał do nas na rozmowy Patryk Noworyta. Widać było, że brakowało mu tu najbliższych. Z kolei Martin Voznik doświadczył w swoim życiu kilku klubów i gra tutaj nie stanowiła dla niego żadnej przeszkody. Poza tym zadowalało go wynagrodzenie. Liczy się też oczywiście atmosfera w drużynie.

Rozmawiał Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery