Treść strony SEZON 2007/ 2008


W lidze PLH powiało egzotyką

Rozgrywki wkraczają w ostatnią fazę przed podzieleniem na grupę
bardziej atrakcyjną, tzw. “szóstkę” i tą, w której pozostałe zespoły
będą się kisić we własnym sosie.

“Na dole” na pewno będzie bardzo wesoło, a właściwie to już jest.
Karuzela trenerska przyspieszyła i nie każdy zdołał się utrzymać. Jej
ofiarą padł m.in. trener Polonii Andrzej Tkacz, ale może i nie byłoby w
tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie osoba jego następcy.

Trener Mongołów i cudotwórca

Klub zapowiedział zatrudnienie czeskiego
szkoleniowca Davida Kani, który swój fach trenerski poznawał prowadząc
klub z Rejkiawiku (Islandia) i reprezentacje Singapuru oraz Mongolii.
Już wkrótce będzie mógł więc dołożyć do tego interesującego grona
Polskę. Oczywiście zrodzi to kolejne zmiany. Niebawem bytomskie
lodowisko “Stodoła” zostanie pewnie przemianowane na Jurtę, a klub
będzie chciał pozyskać za wszelką cenę Bartosza Stepokurę. Większość
spotkań można znowu rozgrywać na wyjeździe, żeby wypełnić kryterium
koczowniczego trybu życia. Ale już na poważnie. Jakikolwiek
szkoleniowiec z kraju nad Wisłą z podobnym CV nie miałby najmniejszych
szans na zatrudnienie w żadnym polskim zespole.
Do zmiany
szkoleniowca doszło także w Sanoku, gdzie Andrzeja Słowakiewicza
zastąpił witany z godnym podziwu entuzjazmem Słowak Josef Contofalsky.
Nowy trener ma odmienić oblicze zespołu, który jest już skazany “na
własny sos”. Na cudach się nie znam, ale po kilku przegranych kolejkach
może wreszcie ktoś się zorientuje, że odżywki i rzetelne przygotowanie
do sezonu nie zrobią z przeciętnego zespołu potentata.


Bez tłumacza ani rusz

“U góry” jest już trochę bardziej ponuro. Skończyły
się niespodzianki i prym wiedzie Cracovia, która odsyła każdego
kolejnego przeciwnika z kwitkiem. Za nią plączą się Tychy, którym po
piętach depcze Stoczniowiec. Chyba nadal najbardziej niedoceniania
ekipa w PLH.

A na koniec został środek. Tu jeszcze do niedawna
karty rozdawał Naprzód Janów, który ni stąd ni z owąd zaczął wygrywać
mecz za meczem, czego nie potrafi wytłumaczyć Jaroslav Lehocky -
jeszcze kilka tygodni temu pewniak do zwolnienia. Wytłumaczyć postawy
Podhala nie może też Milan Jancuska, bo po polsku mówi czeskim
dialektem.

Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery