Treść strony SEZON 2007/ 2008


Torunianie awansowali do półfinału Pucharu Polski


Przewaga Stoczniowca w spotkaniu z TKH była widoczna gołym okiem, ale nie przyniosła żadnych wymiernych rezultatów.

Podopieczni Mariana Pysza niwelowali niemal każde zagrożenie i sami wykorzystywali błędy przeciwników.
Dzięki
ograniu gdańskiego klubu i jednoczesnej porażce Naprzodu z Tychami
przewaga janowian stopniała tylko do trzech punktów. - To zwycięstwo
było nam bardzo potrzebne - przyznaje Marian Pysz. - Po prostu
musieliśmy to za wszelką cenę wygrać i na szczęście udało się osiągnąć
ten cel. Na pewno dzięki temu w drużynie poprawiło się morale i ogólne
samopoczucie graczy, co pozwoli nam się jeszcze lepiej przygotować do
kolejnych konfrontacji.

Strzelali, ale obok bramki

Korzystny rezultat, który ostatecznie osiągnęli
gospodarze, stał już jednak od pierwszych minut pod znakiem zapytania.
- W poczynania zawodników wkradła się zbyt duża nerwowości co w
konsekwencji zrodziło kary i naszą grę w osłabieniu - mówi Pysz. - Ta
sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca, tym bardziej w przypadku tak
doświadczonych hokeistów. Kary były słuszne i nie mam o nie pretensji
do głównego arbitra. Hokej to walka o krążek, a nie próba zlikwidowania
przeciwnika. Najważniejsze, że udało się przetrzymać ten okres bez
utraty bramki.


Wybijali z rytmu

Zaskakująca była postawa Stoczniowca, którego
największym atutem w ostatnich latach była gra w przewadze. Mając
najpierw dwóch zawodników więcej na lodzie, a potem dwukrotnie jednego
na bramkę Kachniarza padł jeden groźny strzał. - To jest właśnie
zastanawiające, że strzałów oddawaliśmy mnóstwo, ale ilość tych, które
leciały w światło bramki była znikoma - przyznaje Przemysław Odrobny.

Reprezentacyjny
bramkarz też nie może zaliczyć wtorkowego meczu do udanych. Wprawdzie
kilka razy ratował swoich kolegów, ale w dwóch sytuacjach zawiódł. -
Najpierw z rogu tercji przed bramkę przecisnął się Łukasz Chrzanowski,
któremu chciałem wybić gumę kijem, ale nie trafiłem - opowiada Odrobny.
- Przy kolejnej bramce autorstwa Jastrzębskiego byłem chyba równie
zaskoczony jak wszyscy. Naprawdę nie mam pojęcia gdzie przecisnął się
ten krążek, tym bardziej, że pokryłem słupek parkanem.


Możliwy powrót Vercika

Strzelanie goli rozpoczęło się w dwudziestej piątej
sekundzie drugiej odsłony i zakończyło pod koniec trzydziestej drugiej
minuty. Od tego momentu gra zaczęła obfitować w sporą ilość przerw
spowodowanych wybijaniem krążka na uwolnienie. - Zazwyczaj te zagrania
są celowe - tłumaczy bramkarz Stoczniowca. - Mają na celu wybicie
przeciwnika z rytmu, przeczekanie niekorzystnego okresu lub danie
możliwości zmiany formacjom.

- Na odprawie rozmawialiśmy na
ten temat, mówiąc, że jeśli nie ma żadnego zawodnika, któremu można
dokładnie podać krążek to lepiej zagrać na uwolnienie - wyjaśnia trener
TKH. - W przeciwnym wypadku, gdyby rywal przejął podanie w środkowej
tercji narazimy się na kontry. Wiadomo, że wówczas napastnicy jadą do
przodu i ciężko jest im się od razu wrócić. Na pewno te podania były
nieprecyzyjne, ale biorąc pod uwagę całą taktykę, skuteczne.

Zwycięstwo,
które jednocześnie traktowano jako rewanż w ramach kwalifikacji do
półfinału Pucharu Polski, zostało okupione urazem Vladimira Burila.
Słowak naciągnął pachwinę i jest wykluczony z kolejnych dwóch spotkań
(w piątek z Sosnowcem na Tor-Torze, w niedzielę w Bytomiu). Jest
szansa, że w tym meczach wystąpi Rudolf Vercik, który w środę odbył
swój pierwszy trening na lodzie po kontuzji.

Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery