Treść strony SEZON 2007/ 2008


Nadzieje mogą zaszkodzić


Rozmowa z MARIANEM PYSZEM trenerem TKH.

- Początek sezonu z jednej strony przyniósł sporo punktów, z drugiej zaostrzył apetyty kibiców.

-
Jasne, że nadzieje, które wywołaliśmy po pierwszej rundzie trochę nam
zaszkodziły. Wiedzieliśmy na co nas stać. Na pewno nie jesteśmy drużyną
na pierwszą czwórkę. Jeżeli uda się tam dostać to tylko ze względu na
ewentualne błędy rywali. Jeżeli zajmiemy piąte, szóste miejsce to
myślę, że opinia publiczna i pracodawcy nie powinni mieć wielkich
pretensji. Połowa drużyny była z rezerwy. Już nie wspominając o
bramkarzach, którym zdarzały się spotkania, gdzie mieli średnią
siedemdziesięciu procent skuteczności w interwencjach. Nie wiem jakim
składem musielibyśmy dysponować, aby zniwelować konsekwencje ich
błędów. Natomiast w każdym meczu, w którym zbliżyli się do
dziewięćdziesięciu procent, wynik był dla nas pozytywny. To się jednak
rzadko zdarzało. Także patrząc prawdzie w oczy oni powinni być
rezerwowymi. Nie jest to jednak dla mnie żadne wytłumaczenie.

- Ta przerwa jest wam na rękę?

-
Pracowanie nad formą w grudniu to podstawa, ale nie da się ukryć, że
kalendarz spotkań jest źle ułożony i niektóre terminy kolejek są
wymuszone. Przerwa powinna zaczynać się w okolicach dziesiątego grudnia
i trwać przez następne trzy tygodnie, w których pracowalibyśmy nad
odnową cech motorycznych.

- Trzy mecze w tygodniu przy mocno ograniczonych kadrach polskich zespołów będzie rodzić jakieś negatywne konsekwencje?

-
Z mojego punktu widzenia jest to jak najbardziej słuszny kierunek, pod
warunkiem, że system ten będzie realizowany z konsekwencją i utrzymany
przez chociaż jedną kadencję Zarządu PZHL. Nie ma jednak żadnych
konsultacji z trenerami i system jest zmieniany każdego roku, bo komuś
z wierchuszki coś tam nie pasuje. Trzeba skończyć z dbaniem o
partykularne interesy. Zawodnicy potrzebują dłuższego czasu, żeby się
zaadoptować do obciążeń. Przy takim natężeniu spotkań nie ma już czasu
na szkolenie, więc ogromną wagę zaczyna mieć letnie przygotowanie.
Należy się wówczas zastanowić jak budować zespoły, rozstrzygnąć sprawę
obcokrajowców, bo to jest problem.

- Zwiększyć czy ograniczyć ich liczbę ?

-
Zdecydowanie ta druga opcja i zmniejszenie limitu do trzech
obcokrajowców. Oczywiście nie jest to gwarancja, że za rok pojawią się
jakieś talenty wśród młodych polskich zawodników, ale za dwa, trzy jest
to całkiem możliwe. Idziemy w kierunku komercji, ale czy zyskujemy na
tym ? Niektórzy chcieliby znieść w ogóle limit obcokrajowców, bo liczą,
że ich napływ przyciągnie kibiców na trybuny. To jest jedna wielka
bzdura. Taka możliwość istnieje jeśli zakontraktuje się zawodników z
czołowych zespołów elity, ale nas na to nie stać. Trzeba więc
inwestować w młodzież, a przy tej młodzieży będą i kibice w postaci
rodzin oraz znajomych. Pięćdziesięciu zawodników w młodszym wieku nie
ma w lidze miejsca, bo zajmują im je obcokrajowcy. Podstawowy błąd jaki
został zrobiony to podział klubów na spółki i młodzież. Spółki się
rządzą swoimi sprawami i szkolenie nie jest dla nich priorytetem. Po co
mają czekać na zawodnika kilka lat i w niego inwestować. Tendencja jest
widoczna - niedługo w tej lidze będą grać sami starsi hokeiści. W
miejsca zwolnione przez stranieri mogliby wejść absolwenci SMS.

- Nie wszyscy się nadają do ekstraligowych zespołów?

-
Bo to szkolenie jest postawione na głowie. Do SMS nie idą najlepsi.
Walka o szkołę się skończyła. Teraz utworzono ośrodki gimnazjalne i
wiem, że zabiega się o to, aby powstały także na poziomie liceum. Jeśli
tak się stanie to oznacza koniec SMS. Szkolenie przeniesie się do
poszczególnych ośrodków co daje szansę, że zamiast z trzydziestu będzie
można wybierać z osiemdziesięciu zawodników. Bez skończenia z dbaniem
działaczy tylko i wyłącznie o własny interes nie da się tego osiągnąć.

Rozmawiał Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery