Treść strony SEZON 2004/ 2005

PLH: Cracovia - GKS Katowice 2:0, Podhale - Sanok 4:0, Unia - TKH 1:1


px.gifpx.gifpx.gif

px.gif

wast, adi, mb

Na kolejkę przed końcem sezonu zasadniczego pozostała tylko jedna tajemnica: kto zajmie trzecie miejsce - "Szarotki", czy TKH Toruń? Wczoraj Unia w Oświęcimiu wymęczyła remis z TKH, ale i tak do play-offu przystąpi z pierwszego miejsca. Mimo zwycięstwa nad GKS-em Katowice "Pasy" nie wyskoczą już ponad piątą lokatę.

Oświęcim: Nie taka śmiertelna

Dla torunian wyprawa do Oświęcimia miała charakter prestiżowy. Lodowisko mistrzów Polski jest ostatnią twierdzą, której nie udało im się zdobyć po powrocie do ekstraklasy. Pewnie dlatego przybyli do Oświęcimia z całym orszakiem.

Już na rozgrzewce toruńskich hokeistów dopingowała 50-osobowa grupa kibiców. To za ich sprawą obserwatorzy meczu cofnęli się w czasie, gdzieś do początku XV w. Kiedy obie drużyny były już na lodzie, kibice toruńscy w strojach krzyżackich heroldów poprosili kapitana miejscowych, Waldemara Klisiaka. Było trochę niezgodności historycznych, bo sportowych heroldów było trzech, a wręczyli nie miecze, lecz okazały piernik, ale... Taki podobno mają zwyczaj, pojawiając się na obcym lodowisku. Klisiak nie wypowiedział sakramentalnego zdania, że pierników w Oświęcimiu dostatek, ale i te przyjmują jako wróżbę zwycięstwa, jednak aluzję zrozumiał: goście wyzywają miejscowych na "bitwę śmiertelną".

- Nie była ona taka śmiertelna - mówił Stanisław Byrski, II trener TKH. - Dla obu zespołów ten pojedynek nie miał żadnego znaczenia, ale zagraliśmy dla kibiców. Widowisko było przednie. Dla nas meczem o trzecie miejsce będzie pojedynek z Podhalem we własnej hali. Na razie nie rozważamy, na kogo chcielibyśmy wpaść w półfinale, ale jeśli do niego dotrzemy, będziemy się cieszyć z Tychów. One podobno bardzo się nas boją, bo w tym sezonie nie mają do nas szczęścia - dodał.

- Obawiałem się tego spotkania, nie wiedząc, czy uda mi się chłopców zmobilizować do walki. Jak się później okazało - zupełnie niesłusznie - stwierdził asystent Stefan Syryński, który pod nieobecność Andrieja Sidorenki samodzielnie poprowadził zespół.

Skoro bitwa się rozpoczęła, zgodnie ze średniowiecznym scenariuszem pierwsi ruszyli "Krzyżacy". Najpierw szarżującego Tomasza Proszkiewicza kijem powstrzymał Mariusz Dulęba (6. min), a potem ten sam hokeista trafił minimalnie obok spojenia po buliku wygranym przez Dalibora Rzimskiego. Jeszcze Milan Furo zza Marcina Kozaka starał się zaskoczyć Tomasza Jaworskiego - bez efektu.

Oświęcimianie konsekwentnie chowali się "w lesie", licząc na zmęczenie rywali. Na początek ruszyła lekka "jazda tatarska"; kontrę wyprowadził Jewgienij Mlinczenko, ale Michaił Klimin uderzył zbyt lekko (19. min), a potem jeszcze kąśliwie strzelił Mariusz Puzio.

Na początku drugiej tercji oświęcimianie przetrzymali 43 s okres podwójnego osłabienia (kary Mariusza Dulęby i Waldemara Klisiaka), ale wreszcie Tomasz Jóźwik, który jeszcze w poprzednim sezonie grał w Unii, zdobył "chorągiew Dworów". - Każdy strzał da się obronić. Akurat przeciwnik trafił mi między parkany i stało się. Nie rozważałbym tego spotkania w kategoriach rywalizacji reprezentacyjnych bramkarzy - mówił po meczu Tomasz Jaworski, numer 1 kadry, chociaż toruńscy kibice byli innego zdania. - Zdaję sobie sprawę z tego, że na play-off muszę budować formę od początku. Granie co trzy dni jest bardzo wyczerpujące - dodał "Jawa".

Po stracie bramki w obozie miejscowych zaczęto bić na alarm. Dwoił się i troił Mariusz Puzio. Szanse na wyrównanie strat miał w 46. min, kiedy miejscowi grali w przewadze. Najpierw dobijanemu przez "Puzona" krążkowi stanął na drodze Łukasz Sokół, a potem, po odbiciu się gumy od bandy, lewoskrzydłowy pierwszego ataku Dworów miał pustą bramkę, ale kąt był bardzo ostry. "Wacha" zdążył jednak zareagować.

Żarty się skończyły w 57. min, kiedy na ławkę kar powędrował Martin Voznik. Wtedy miejscowi podciągnęli "ciężką artylerię". Z niebieskiej linii kilka razy grzmiał Jacek Zamojski. Jego wyczyn skopiował Jerzy Gabryś, odbity krążek przez Wawrzkiewicza w lewo odegrał Marek Stebnicki, a do "pustaka" trafiał Mariusz Puzio. Robert Tyczyński wygarnął krążek już spoza linii bramkowej. - Chyba nic gorszego nie może spotkać bramkarza, kiedy cały mecz chwyta w nieprawdopodobnych okolicznościach, a daje sobie strzelić frajerskiego gola. Niepotrzebnie cofnęliśmy się po objęciu prowadzenia - skwitował Tomasz Wawrzkiewicz, bramkarz TKH.

http://miasta.gazeta.pl/krakow

wstecz

Kontakt

Bannery