Treść strony SEZON 2006/ 2007

TKH awansuje w tabeli, ale kar raczej nie uniknie

Przez pięć kolejek toruńscy kibice musieli czekać na kolejne ligowe zwycięstwo hokeistów TKH ThyssenKrupp Energostal. Wygrana z Podhalem była efektowna, ale raczej nie uchroni torunian przed konsekwencjami finansowymi po wcześniejszych porażkach.

- Ciężko było podnieść się po tych porażkach, zdajemy sobie sprawę, że teraz każdy mecz będzie trudny i bardzo ważny. Te niepotrzebne porażki ciągnęły nas w dół. Przeciwko Podhalu wyszliśmy bardzo zdeterminowaniu na lód, bo wiedzieliśmy, że nie mamy wyjścia. Musimy teraz wygrywać jeśli marzymy o czołowe szóstce. Cieszę się, że cała drużyna była bardzo skoncentrowana, graliśmy uważnie w obronie, unikaliśmy głupich błędów. W końcu jedna z kontr przyniosła nam prowadzenie. Mam nadzieję, że to był nasz pierwszy krok w górę tabeli - nie krył radości po meczu strzelec dwóch goli Jarosław Dołęga.

Obrona to podstawa

TKH na tle Podhala faktycznie wypadł dobrze. Wreszcie nie było irytujących błędów w obronie, wyraźnie widać także poprawę w dokładności w grze ofensywnej. - Zagraliśmy dobrze taktycznie. Podstawą była obrona własnej bramki i czekanie na błąd przeciwnika. Tomasz Proszkiewicz dobrze wprowadził krążek do tercji Podhala, wyłożył przed bramkę. Tam było ogromne zamieszanie, mój pierwszy strzał został obroniony, ale potem dobijałem już do pustej bramki - opowiada Dołęga.

Drugi trener toruńskiego zespołu Stanisław Byrski uważa, że w poprzednich meczach zabrakło po prostu szczęścia. - Nie można powiedzieć, że w Tychach nic nie graliśmy. Nasze najsłabsze mecze to w kolejności: Sanok i Krynica. Do pewnego momentu brakowało nam szczęścia w ataku. Zapewne mobilizująco zadziałał brak obcokrajowców. Pojawili się nowi gracze w podstawowych składzie i sami sobie udowodnili, że są wiele warci - mówi szkoleniowiec. - Zaczęliśmy sezon świetnie, ale potem coś się stało. Chłopy sami mówili, że czują mocno w nogach treningi, więc ostatnio zrobiliśmy relaksowy trening w terenie, pogadaliśmy sobie na luzie. Myślę, że to przyniosło efekt. Kryzys powinniśmy mieć za sobą.

Walczyć do końca

Dla zarządu klubu to jest trochę za późno. Przypomnijmy, że po remisie z KTH Krynica i porażce w Sanoku władze klubu postawiły przed hokeistami konkretne zadanie: dziewięć punktów w czterech meczach. W innym wypadku miały posypać się kary finansowe.

Teraz już wiadomo, że to zadanie nie zostanie zrealizowane. Zakładając zwycięstwo w piątkowym meczu w Oświęcimiu zespół zdobędzie siedem punktów. Co wtedy zrobi zarząd? - Nie jestem człowiekiem, który rzuca słowa na wiatr. Gdyby jeszcze ewidentnie zabrakło nam szczęścia w jednym meczu, gdyby sędziowie wypaczyli wynik, to można było dyskutować. Jednak prawda jest taka, że dziewięć punktów było całkowicie w zasięgu zespołu. Dlatego zamierzamy być konsekwentni - zapowiada prezes Przemysław Radio.

Decyzja w tej sprawie zapadnie prawdopodobnie w poniedziałek, a do tego czasu TKH czekają jeszcze dwa ligowe mecze. - Wierzę, że dolna czwórka nam nie grozi. Myślę, że zespół może teraz dostać wiatr w żagle i pójdzie w górę, a nie w dół. Rok temu śledziłem fińską ligę i mistrzem został zespół, który w play off wystartował z niskiej pozycji. W hokeju nie ma reguły, zawsze trzeba grać do końca - podkreśla Byrski.

Joachim Przybył (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery