Treść strony SEZON 2006/ 2007


Wracam do domu


Rozmowa z MACIEJEM RADWAŃSKIM, byłym napastnikiem TKH ThyssenKrupp Energostal


ZDANIEM TRENERA
Stanisław Byrski, drugi trener TKH: - Na pewno oczekiwania
wobec Maćka były dużo większe i nie ma się co czarować: niestety je
zawiódł. W Sanoku grał zupełnie inny hokej, ale u nas nie mógł się
odnaleźć. Szukaliśmy długo dla niego miejsce w zespole, grał w różnych
ustawieniach, ale nic nie pomagało. Może miał kłopoty z aklimatyzacją w
nowym mieście? Razem z Wojciechem Milanem mieli być przede wszystkim
strzelcami, ale ich dorobek jest skromny, z tym że Milan jest mimo
wszystko bardziej skuteczny. Mam nadzieję, że Radwańskiemu dużo lepiej
pójdzie w Sanoku.




- Na początku tygodnia rozwiązałeś swój kontrakt z toruńskim klubem. Co było powodem takiej decyzji?

-
Nie ma sensu gdybać czy doszukiwać się jakiś ukrytych podtekstów.
Kontrakt został rozwiązany i tyle, teraz wracam do Sanoka. Nie ukrywam,
że już w grudniu nosiłem się z takim zamiarem i chciałem jeszcze przed
świętami zmienić barwy klubowe. Powody były chyba oczywiste: mało czasu
spędzam na lodzie, statystyki mam bardzo przeciętne. To był główny
powód mojej decyzji. W grudniu jeszcze postanowiłem spróbować, ale
teraz po dwóch porażkach w ten weekend zarząd specjalnie nie starał się
mnie zatrzymać.


- Dlaczego nie powiodło ci się w toruńskim zespole po bardzo udanym poprzednim sezonie w Sanoku?

-
Na pewno nie brakowało mi chęci i zaangażowania, co trenerzy chyba mogą
potwierdzić. Sam się nad tym wiele razy zastanawiałem. Od początku
sezonu pełniłem zupełnie inną rolę niż w Sanoku, nie miałem aż tyle
szans, żeby wykazać się umiejętnościami. To zresztą oczywiste, bo
drużyna przecież jest dużo mocniejsza. Miałem podobny problem jak mój
brat Michał w Nowym Targu. Obaj graliśmy w trzeciej lub czwartej piątce
i trudno się czymkolwiek wykazać na lodzie przez cztery, pięć minut. To
samo dotyczy np. Jarka Dołęgi, który zastępował mnie w meczu z GKS
Tychy i też niewiele pograł. Do Torunia przychodziłem razem z Wojtkiem
Milanem, który także miał udany sezon za sobą, wydawało mi się, że
razem jakoś sobie poradzimy. Niestety tak się nie stało. Nie zwalam
oczywiście winy na trenerów, może moja forma także nie była idealna.


- Czyli pobytu w Toruniu nie będziesz miło wspominać?

-
Wręcz przeciwnie, nie żałuję, że tu trafiłem. Chciałem spróbować sił w
mocniejszym zespole, ale po prostu nie wyszło. Za to atmosfera była
fajna, do kontaktów z chłopakami nic nie mam. Różne rzeczy zdarzały się
między zarządem, ale generalnie wszystko było w porządku. Bardzo fajni
są także kibice w Toruniu, którym dziękuje za miłe przyjęcie i doping w
trakcie sezonu.


- Teraz wracasz do Sanoka, czyli do zespołu, który walczy o zupełnie inne cele.

-
Tak, w Sanoku drużyna jest budowana jedynie z myślą o skutecznej walce
o utrzymanie w ekstraklasie. Na pewno skład jest dużo słabszy niż w
Toruniu, ale wierzę, że nam się uda. W rodzinne strony wraca także mój
brat Michał, z którym zapewne będziemy grali razem w jednej formacji.
Trzy lata temu wspólnie uratowaliśmy przed spadkiem KTH Krynica, może
teraz uda się to samo z sanockim zespołem.

- Po toruńskich doświadczeniach będziesz chciał jeszcze kiedyś spróbować sił w silniejszej drużynie?

-
Na razie daleki jestem od takich planów. Prawda jest taka, że szukałem
nowego klubu, bo Sanok spadł z ekstraklasy i wtedy jeszcze nie
wiedziałem, że dostanie szanse na powrót. W innej sytuacji bardzo
możliwe, że zostałbym w domu. Tam grałem przez trzy ostatnie sezony i
to jest mój klub. W Toruniu się nie sprawdziłem, więc nie sądzę, żeby
lepiej mi poszło w innym mocnym zespole.

Razmawiał Joachim Przybył (Gazeta Pomorska)


wstecz

Kontakt

Bannery