Treść strony SEZON 2005/ 2006

Błędy na wideo

Rozmowa z JAROSŁAWEM MORAWIECKIM, trenerem TKH ThyssenKrupp Energostal

- Przeanalizował już Pan na chłodno niedzielne spotkanie z Podhalem?
- Mam je nagrane na wideo i oglądałem już kilka razy szukając przyczyn straty tak dużej przewagi. Zadecydowały o tym podstawowe błędy obrońców i napastników. Prowadząc w trzeciej tercji 4:2 nie można pozwalać sobie na takie pomyłki. Głupie i niepotrzebne faule Roberta Suchomskiego, Karola Piotrowskiego, a w ostatnim minutach wydawałoby się bardzo doświadczonego Roberta Fraszki zadecydowały o stracie przez nas trzech punktów. Szkoda, bo nasza sytuacja w tabeli byłaby wtedy zupełnie inna.

- Ma Pan pretensje do sędziów? W ostatniej tercji graliście cały czas w osłabieniu liczebnym.
- Można się doszukiwać na siłę jakiś podtekstów, ale tak naprawdę sami zrobiliśmy się "w konia". Wiadomo było, że w końcówce sędziowie będą wyrzucać z lodowiska przy każdym, nawet najdrobniejszym przewinieniu, ale nie można im dawać do tego okazji. W czasie meczu nie pracują tylko mięśnie, musi pracować także głowa. Zimnej krwi i wyrachowania zabrakło nam najbardziej w Nowym Targu.

- Może za szybko strzeliliście cztery bramki? Może wysokie prowadzenie uśpiło Pana podopiecznych?
- Bardzo możliwe, że tak było. Już w Toruniu mówiłem chłopakom, że słaba dyspozycja bramkarzy Podhala uśpiła naszą czujność. Myślę, że gdyby mecz był na styku, gdybyśmy prowadzili różnicą jednej lub dwóch bramek, prawdopodobnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Zawodnicy byliby do ostatnich minut skoncentrowani, bo mieliby świadomość, że jeden błąd może ich wiele kosztować. Tymczasem przy stanie 4:0 niektórzy z nich byli już chyba myślami w autobusie do Torunia. Za łatwo strzelaliśmy bramki na początku, to rozłożyło nam taktykę, a przede wszystkim myślenie na lodzie.

- Może w drugiej i trzeciej tercji trzeba było dać kolejne okazję bramkarzom rywali do popełniania błędów, a tymczasem TKH cofnął się do głębokiej defensywy. - Pierwszą tercję cały zespół zagrał poprawnie. W przerwie kilka razy mówiłem zawodnikom, żeby grali cały czas tak samo. Mieli grać po prostu swój hokej. Ale niestety myśleli tylko o obronie, a nie da się wygrać takiego meczu na stojąco. Nie można w pojedynku o taką stawkę oddać inicjatywę rywalom.

- Do zakończenia rundy zasadniczej zostało sześć spotkań, do odrobienia jest pięć punktów. Widzi Pan jeszcze szanse na czołową czwórkę?
- Nie patrzę na rozgrywki w tych kategoriach. Oczywiście miejsce poniżej czwartego będzie dla mnie osobistą porażką i wezmę za nią pełną odpowiedzialność, ale interesuje mnie w tej chwili tylko następny mecz. Nie liczę punktów, nie zastanawiam się nad układem spotkań, liczy się tylko zwycięstwo w kolejnym spotkaniu. A końcowy efekt poznamy po ostatnim meczu.

- Nie boi się Pan, że zespół po remisie w Nowym targu będzie rozbity psychicznie? - Biorę to pod uwagę, to zupełnie naturalne. Widzę na treningach, że zawodnicy są trochę zniechęceni, jest mała zapaść fizyczna i psychiczna. Postaram się jednak przez te kilka dni odbudować morale.

- W ten weekend zagracie ze Stoczniowcem i KH Sanok. Porażka chyba nie wchodzi w rachubę? - Nie można zastanawiać się nad klasą przeciwnika, jeżeli marzymy o czymkolwiek w tym sezonie musimy oba mecze wygrać. Nie powinniśmy przegrywać z tymi zespołami także w kontekście drugiej rundy. Jeżeli nie zakwalifikujemy się do pierwszej czwórki nie możemy stwarzać Stoczniowcowi i KH Sanok przewagi psychologicznej przed meczami o piąte miejsce.

Rozmawiał Joachim Przybył (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery