Treść strony SEZON 2005/ 2006

Bardzo smutne 7-0


Do Sosnowca hokeiści TKH jechali naprawdę z wielkimi nadziejami na pierwszą czwórkę. W to, że Cracovia nie wygra prestiżowego pojedynku z Podhalem nie wierzył chyba nikt. Rzeczywistość okazała się jednak dość bolesna...


Nastroje w toruńskiej ekipie w niedzielny poranek przed odjazdem były tak dobre jak pogoda - niemalże wiosenna i słoneczna. Pierwsza czwórka wydawała się bardzo bliska, chociaż niepokój pozostawał. - Wszystko zależy, czy Cracovia zagra z pełnym zaangażowaniem - zastanawiał się Tomasz Proszkiewicz, pakując torbę z hokejowym sprzętem do luku autokaru. - Ale przecież oni nic nie muszą, bo i tak mają zagwarantowane pierwsze miejsce...

Dlaczego nie gramy na Igrzyskach?

Na lodowisko w Sosnowcu docieramy, kiedy trwa na nim jeszcze mecz I - ligowych ekip Szkoły Mistrzostwa Sportowego i KTH Krynica. Zawodnicy zaczynają rozgrzewkę, a trenerzy przyglądają się kątem oka, temu, co dzieje się na tafli. Drugi trener, Andrzej Masewicz wspomina, kiedy sam grał w kadrze Polski do lat dwudziestu - czyli ówczesnym odpowiedniku drużyny SMS.
- Takie mecze to prosta odpowiedź, dlaczego nie ma nas na Igrzyskach Olimpijskich - mówi, patrząc na zmagania juniorów, wygrywających w końcu 5-3 z kryniczanami w meczu, którego poziom był łagodnie mówiąc słabiutki. - Nasza kadra dwudziestolatków grała sparingi z drużyną mistrza Polski. Wtedy to było Podhale z naprawdę mocnym składem. I udawało nam się wygrywać...

Dla pierwszego trenera toruńskiej drużyna Jarosława Morawieckiego każdy przyjazd do Sosnowca jest powrotem do miejsc, gdzie zaczynał swa imponującą karierę.
- Faktycznie, do lodowiska nie miałem daleko - uśmiecha się. - Ale wtedy i ten stadion i okolica wyglądały trochę inaczej...

Uszy na Kraków

W ostatnią niedzielę sezonu zasadniczego Stadion Zimowy w Sosnowcu nie robi zbyt wielkiego wrażenia. Na trybunach garstka widzów, dopingu praktycznie żadnego. - Kiedy Zagłębie było mocne, na przełomie lat 80. i 90., to na trybunach były tłumy naprawdę fanatycznych kibiców - wspomina Masewicz. - Był taki huk, że nie było słychać własnych myśli.

Hokeiści znikają w szatni, a my zaczynamy nasłuchiwać wieści z Krakowa. działacze z Sosnowca informują, że mieli dziwne telefony z Krakowa, gdzie ponoć zepsuła się rolba - pytano o możliwość rozegrania meczu właśnie w Sosnowcu, tuz po zakończeniu zmagań Zagłębia z TKH. Rolba pod Wawelem jednak rusza i pół godziny przed pierwszym gwizdkiem w Sosnowcu Cracovia z Podhalem rozpoczynają mecz. Kiedy w Sosnowcu krążek trafia na lud nastroje w toruńskiej ekipie są bardzo dobre - Cracovia prowadzi - najpierw 2-0, po chwili 2-1. Wydaje się, że w takiej sytuacji największym problemem pozostanie zwycięstwo z Zagłębiem.

Początkowo wydaje się, że nie będzie tak łatwo. Zagłębie atakuje, zdobywa nawet bramkę - sędzia jej jednak nie uznaje. Po kilku chwilach sytuacja na tafli zaczyna się jednak wyjaśniać. Sosnowiczanie wyraźnie nie mają motywacji do większej walki, a torunianie zdobywają bramkę - po strzale Arka Marmurowicza - i do szatni zjeżdżają będąc na czwartym miejscu w tabeli. Jest świetnie. Ale niestety, tylko przez kilka minut...

W Bieszczady zamiast po medal

Kolejne wieści z Krakowa są coraz gorsze. Najpierw remis, a potem kolejne bramki dla "górali". A torunianie w drugiej tercji pokazują, że na walkę w "dolnej" czwórce są zbyt silną drużyną. Po 40 minutach jest 5-0 dla TKH i w Sosnowcu wszystko jest już "pozamiatane". Niestety, w Krakowie już też. Kiedy tam kończy się mecz wynikiem 4-2 dla Podhala - co oznacza, że jesteśmy poza pierwszą czwórką - na tafli pałacu Zimowego trwa trzecia tercja i jest już 7-0. Wtedy, ku zdziwieniu nielicznej publiczności trener Morawiecki bierze czas. Wszystko jest już jasne - nie ma po co podejmować niepotrzebnego ryzyka i narażać się na kontuzje. Końcowa syrena i obie ekipy ze spuszczonymi głowami szybko zjeżdżają do szatni. Nikt się nie cieszy, bo nie ma z czego... Kilkadziesiąt minut po końcowej syrenie autokar toruńskiej ekipy powoli odjeżdża spod sosnowieckiego lodowiska. W środku atmosfera dość ponura. - Umiesz liczyć, licz na siebie - my o tym przekonaliśmy się na własnej skórze - mówi Tomasz Wawrzkiewicz. - Wyszły teraz pogubione wcześniej w głupi sposób punkty...

Szymon Kiżuk (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery