Treść strony listpopad_2006

Młodzi dają radość

Rozmowa z LESZKIEM MINGE, trenerem juniorów TKH

- Po kilku latach rozbratu z hokejem wraca Pan ponownie do trenowania. Ciężko było bez tego wytrzymać?

- Zawsze mnie ciągnęło do hokeja, ale czasami są sprawy ważniejsze w życiu. Gdy podziękowano mi za pracę z pierwszym zespołem zostawiono mnie przy okazji praktycznie na lodzie. Przypominam, że po awansie zrezygnowałem z pracy zawodowej, poświęciłem się zespołowi, a kilka miesięcy później pozostałem sam. Miałem wtedy zupełnie inne cele, musiałem się odbudować zawodowo, pomyśleć o rodzinie. Teraz mam już ustabilizowane życie i mogłem spokojnie myśleć o powrocie.

- Miał Pan duży żal do działaczy, że nie pozwolili Panu dłużej pracować z TKH?

- Miałem i to bardzo bardzo duży. Z każdym kolejnym sezonem przekonywałem się zresztą, że to była decyzja niesłuszna. Zresztą sam jej styl najlepiej świadczy o tych ludziach, którzy ją podjęli. Do dziś twierdzę, że to był błąd. Byliśmy wtedy beniaminkiem i trudno było oczekiwać samych zwycięstwo. Zobaczmy zresztą ile od tego czasu ludzi się przewinęło przez klub i jakie były tego efekty. Za naukę trzeba niestety słono płacić i działacze chyba sami się o tym przekonali.

- Zwłaszcza, gdy na Pana miejsce zatrudnia się takiego Petra Rossaka...

- Szczerze mówiąc, nie miałem okazji poznać tego pana. Przez pierwszy rok po zwolnieniu w ogóle nie chodziłem na hokej. Z relacji znajomych i prasy wynikało jednak, że on nie za bardzo znał się na tym czego się podjął. Tacy ludzie nie powinni mienić się trenerami, bo szkodzą w ten sposób dyscyplinie.

- Często doświadczeni trenerzy odzyskują świeżość i chęć do pracy właśnie pracy z młodzieżą. W Pana wypadku też tak było?

- Powiem tak: na pewno nie warto zaczynać pracy z juniorami zaraz po kontakcie z seniorami. W stosunku do młodszych zawodników trzeba się bowiem wykazać przede wszystkim cierpliwością. Z drugiej strony satysfakcja faktycznie może być z takiego zajęcia ogromna, zwłaszcza jak widzi się postępy swoich zawodników. Myślę, że ja mam prawo tym się cieszyć. Wystartowaliśmy w Centralnej Lidze Juniorów i idzie nam tam bardzo przyzwoicie.

- No właśnie, jak Pan ocenia dotychczasowe wyniki swojego zespołu i potencjał młodzieży TKH?

- Nie mam wątpliwości, że juniorów jest mało. Lepsza sytuacja jest w młodszych rocznikach, choćby w żakach, gdzie tych chłopaków jest coraz więcej. Mój aktualny rocznik był dość długo zaniedbany i teraz staramy się nadrobić zaległości. Na pierwszych treningach miałem zaledwie dziesięciu graczy, dziś mogę wystawić trzy pełne piątki.

- Jak Pan ocenia fakt powstania Centralnej Ligi Juniorów? Takie rozwiązania ma szanse podnieść poziom polskiego hokeja?

- Na efekty z pewnością musimy jeszcze poczekać, może nawet kilka lat. Mogę jednak już teraz to rozwiązanie oceniać z perspektywy Toruniu. Do tej pory nasi juniorzy rywalizowali praktycznie tylko ze Stoczniowcem, sporadycznie z Łodzią. Nie mieli najmniejszego pojęcia jak grają zespoły z południa kraju, bo nikt nie chciał wydawać pieniędzy na takie sprawdziany. nagle okazało się, że możemy grać jak równy z równym z wszystkimi zespołami. Co więcej, możemy z nimi wygrywać i sam widzę, jak to mobilizuje moich chłopaków do jeszcze cięższej pracy. Natomiast jeśli chodzi o pierwszą część pytania, to naprawdę trudno mi w tej chwili powiedzieć. Do tego potrzebne są chyba rozwiązania kompleksowe, nie ograniczające się tylko do juniorów. Według mnie bzdurą jest dopuszczenie do gry w ekstraklasie pięciu obcokrajowców. Spójrzmy kto przyjeżdża do polskiej ligi. Poza nielicznymi wyjątkami to są średniacy lub emeryci. W tym czasie polska młodzież siedzi na ławkach rezerwowych. lepszym rozwiązaniem byłoby mniej obcokrajowców, ale za to lepszych. Od nich przynajmniej można byłoby się czegoś nauczyć. Obecne rozwiązania uważam za szkodliwe, bo co z tego, że CLJ wymusi szersze szkolenie, skoro wychowankowie klubów i tak będą mieli małe szanse na grę.

- Marzy Pan jeszcze o pracy w ekstraklasie z zespołem seniorów?

- Marzenia oczywiście mam, ale trzeba spojrzeć na to realnie. Trzy razy pomagałem odbudowywać hokej w Toruniu i trzy razy zostawiono mnie w pewnym momencie na lodzie. Męczyła mnie presja na wynik, wszyscy oczekiwali od nas cudów i nawet nie wiem czy bym chciał teraz do tego wracać. Cieszyło mnie powstawanie mocnego klubu w Toruniu. Na początku był on dobrze poukładany, każdy odpowiadał za swoją działkę i wszystko rozwijało się w dobrym kierunku. Prosiłem działaczy o trzy sezonu czasu na zdobycie medalu. Do dziś jestem przekonany, że to był plan realny i ten medal powinien być zdobyty dwa lata temu. Niestety, nie dano mi tego czasu, a w klubie pojawili się ludzie, którzy nie do końca rozumieli specyfikę jego funkcjonowania. Popsuto coś, co się naprawdę dobrze zapowiadało, a czas pokazał kto miał rację.

Rozmawiał Joachim Przybył

16 Listopada 2006

źródło: www.pomorska.pl

wstecz

Kontakt

Bannery