Treść strony luty_2007


Może lepiej szkolić?

Pojedynki Stoczniowca z TKH ThyssenKrupp Energostal pokazują dobitnie,
że czasami lepiej inwestować w młodzież niż szukać gwiazd w innych
klubach.









Te dwa kluby w pewnym sensie są jak bracia. Jedyni
reprezentanci hokeja na najwyższym krajowym poziomie w północnej
Polsce, odgrodzeni od reszty hokejowego świata sporym pasem ziemi
niczyjej. I jak to często bywa, bracia są zupełnie różni.

Jak
to jest, że zabieramy Stoczniowcowi co roku czołowych zawodników, a
potem zbieramy od niego cięgi? - zastanawiają się dziś kibice TKH
ThyssenKrupp Energostal. I faktycznie, czasami trudno to zrozumieć.

Gdańsk
od kilku lat jest dla torunian źródłem pozyskiwania nowych zawodników
do składu. Lista graczy, która w ostatnich kilku sezonach przeniosła
się znad morza do naszego miasta jest bardzo długa. Są na niej m.in.
Tomasz Wawrzkiewicz, Robert Fraszko, Tomasz Proszkiewicz, Piotr Koseda
czy Łukasz Sokół. Z obecnego składu TKH jedynie siedmiu zawodników
nigdy nie grało w barwach Stoczniowca. Co ciekawe, od momentu powrotu
torunian do ekstraklasy w odwrotnym kierunku nie przeniósł się ani
jeden hokeista.

W ostatnich dwóch sezonach toruńscy kibice
cieszyli się z pozyskania m.in. Arkadiusza Marmurowicza i Piotra
Kosedy. Obaj są młodzi, utalentowani, mieli stanowić nową siłę w TKH.
Na razie obaj jednak nie wybili się ponad ligową przeciętność. A jak to
wygląda w Gdańsku? Stoczniowiec od kilku lat ubytki w składzie
zastępuje młodzieżą, choć trzeba przyznać, że zadanie ma ułatwione, bo
garściami czerpie także z dorobku gdańskiej Szkoły Mistrzostwa
Sportowego.

To nie zmienia faktu, że ręce same składają się do
oklasków po akcjach Rzeszutki, Drzewieckiego, Urbanowicza czy
Rompkowskiego. Wszyscy niedawno dopiero skończyli wiek juniora, a już
coraz śmielej dobijają się do reprezentacji Polski seniorów. Tej samej,
gdzie coraz rzadziej grają niewiele starsi Bartosz Dąbkowski czy
Jarosław Dołęga.

Najważniejsze, że w Toruniu już też
zrozumiano, że samo kupowanie nie wystarczy do sukcesów. Od kilku
sezonów niemal od podstaw budowane są sekcje we wszystkich kategoriach
wiekowych. Klub zyskał przy tym poważnego partnera w postaci władz
miasta. Z puli pieniędzy przeznaczonych na sport młodzieżowy, właśnie
hokeiści otrzymali największą sumę. Jest szansa, że za rok lub dwa nie
będziemy musieli się już wstydzić przegranych spotkań z gdańską
młodzieżą.

Joachim Przybył (Gazeta Pomorska)


wstecz

Kontakt

Bannery