Treść strony SEZON 2007/ 2008


Torunian czeka jedenaście dni przerwy w rozgrywkach

Wysokie i pewne zwycięstwo nad Janowem przy licznie zgromadzonej
publiczności - lepszego scenariusza nie mógł sobie wymarzyć toruński
klub.

Jest szansa na awans do "szóstki", jest szansa na pełne trybuny.

Postawieni
pod ścianą podopieczni Mariana Pysza i Andrzeja Masewicza podejmowali w
piątek bezpośredniego rywala w walce o zajęcie szóstego miejsca
gwarantującego udział w play off i rywalizację z najlepszymi drużynami
kraju w ostatnich dwóch rundach sezonu zasadniczego.

Piękne bramki

Stawka
spotkania była duża, co można było również zaobserwować po większej,
niż zwykle liczbie kibiców na trybunach. - Mocno promowaliśmy to
spotkanie - mówi prezes klubu Ryszard Szymański. - Dodatkowo
utrzymaliśmy niższe ceny biletów i zaprosiliśmy młodzież ze szkół.
Myślę, że jeżeli zawodnicy wygrają w Sanoku, to na Podhale 21 grudnia
przyjdzie jeszcze więcej osób.

Kibice, którzy pojawili się w
piątek na Tor-Torze, nie mogli czuć się zawiedzeni. TKH po kilku
słabszych minutach na początku meczu przejął inicjatywę, punktując
rywala do samego końca meczu. - Nie mam pojęcia, co się stało, że
wypadliśmy tak mizernie - mówi Tomasz Jóźwik, napastnik janowian. - Ta
potyczka przypominała nasz mecz z poprzedniej rundy, tylko ktoś
zamienił role. Nie byliśmy zmęczeni, a mimo to większość pojedynków
jeden na jeden została przegrana. Gospodarze byli od nas szybsi,
bardziej dynamiczni.

W nieco ponad minutę torunianie
dwukrotnie pokonali Petra Jeża, wychodząc szybko na dwubramkowe
prowadzenie. - Nasz bramkarz nie miał także zbyt dużo do powiedzenia
przy trzecim trafieniu - wyjaśnia Jóźwik. - Przy obu strzałach Rafała
Cychowskiego był zasłonięty i nie zdążył zareagować w porę.

-
To były piękne bramki - przyznaje Andrzej Masewicz, drugi trener TKH. -
Wreszcie nie zawiodła precyzja. Nie daliśmy zbyt wiele miejsca rywalom,
skracając im pole gry. Może nie zawsze wyglądało to tak jak powinno,
ale najważniejsze, że udało się wygrać. Jeżeli obie drużyny
wykorzystałyby swoje sytuacje było 12:5.

Urazy Dołęgi i Kubata

Jedyny
poważny błąd, jaki popełnił TKH miał miejsce w pięćdziesiątej czwartej
minucie, w której drużyna Jaroslava Lehockyego zdobyła honorowego gola.
- Nikt nie krzyknął Vladimirowi Burilowi, że zawodnik Naprzodu wychodzi
z ławki kar - mówi Masewicz. - Z tego stworzyła się sytuacja dwa na
jeden i Zat' ko pokonał Plaskiewicza. Wcześniej Jarosław Dołęga złapał
kontuzję kręgosłupa, a Zoltan Kubat kostki, więc w trzeciej tercji nie
chcieliśmy ich nadwerężać.

Torunian czeka teraz przerwa do dziewiętnastego grudnia związana z występami reprezentacji Polski na turnieju EIHC na Węgrzech.

Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery