Treść strony marzec_2011

Amerykański rollercoaster

.
Wczorajszy wieczór na lodowisku Tor-Tor bez wątpienia przypominał jazdę amerykańskim rollercoasterem. Po spokojnej i świetnie rozegranej pod względem taktycznym pierwszej tercji, zadowolenie zawodników oraz entuzjazm kibiców wspiął się na sam szczyt "kolejki góskiej", po to tylko aby za chwilę z wielkim impetem stoczyć się do poziomu zwątpienia i niedowierzania. Adrenaliny z całą pewnością tego wieczoru nie zabrakło. Całe szczęście, że po tak wielkiej hustawce nastrojów, nadeszło uspokojenie i pewne "hamowanie" pod koniec spotkania.

Tak jak większość wytrawnych kibiców się spodziewała, mecze fazy play-off to zupełnie inna bajka. Zespół z Katowic, który jeszcze niedawno został na toruńskim lodowisku praktycznie rozbity (11:3), tym razem zaprezentował się zupełnie w innym świetle. Szybka gra, bez zbytecznego przetrzymywania krążka, już od samego początku meczu sprawiała spore kłopoty toruńskiej defensywie. Gołym okiem widać w tym było wiele nowych wzorców rodem z ligi niemieckiej, zaszczepionych drużynie przez jej trenera Jacka Płachtę. Jedynie dzięki świetnej organizacji gry obronnej oraz skupieniu, zespół Nesty Toruń mógł cierpliwie czekać na sprzyjające okazje i konsekwentnie "punktować" przeciwnika. Trzy bramki strzelone przez torunian w pierwszej tercji meczu, pozwoliły wszystkim na odrobinę spokoju i wyluzowania.

Niestety ten błogi stan dopadł również toruńskich zawodników. Szybko stracone, na początku drugiej tercji, trzy bramki doprowadziły do wyrównania wyniku meczu, co wprawiło w lekkie osłupienie wszystkich, wyjątkowo licznie przybyłych sympatyków hokeja na lodzie. Gdzieś w okolicach sławetnego sektora B, zaczęły się nawet pojawiać głosy zwątpienia i braku wiary w awans naszego zespołu. Trzy bramki, zdobyte jak to się mówi w żargonie hokejowym - "z niczego", pobudziły jednak zawodników Nesty, którzy jeszcze przed drugą przerwą odrobili poniesione straty doprowadzając do wyniku 6:3.

Tajemnicą zostanie już zapewne to co w szatni, przekazał swoim zawodnikom trener W. Walicki. Jednak, bez względu na treść i moc tego przekazu przyznać trzeba, że okazał się on niezwykle skuteczny. Na trzecią tercję tego emocjonujacego spotkania, wyjechała bowiem zupełnie inna toruńska drużyna. Skupienie, dokładność oraz prawie bezbłędna realizacja postawionych przed nimi zadań, pozwoliła uspokoić grę, narzucić swój styl i uporządkować własne poczynania zarówno w defensywie jak i w ataku. Efektem tego była strzelona siódma bramka, którą ze stoickim spokojem oraz chirurgiczną precyzją, zdobył P. Bomastek. Szkoda tylko czwartej, straconej bramki, którą zespół z Katowic zdobył w okresie sporej nerwowości na tafli, spowodowanej niezbyt precyzyjnymi i nieco kontrowersyjnymi decyzjami sędziego.

Pierwsza odsłona finału dla Torunia, i chociaż wynik nie był tym razem dwucyfrowy, zdobyta przewaga bramkowa pozwala z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że zakończenie tej serii finałowej nastąpi już w niedzielę na lodowisku w Katowicach. Gdyby jednak nastąpiło jakieś nieprzewidziane "trzęsienie ziemi", to na ostateczne rozstrzygnięcie (gra się do dwóch wygranych spotkań) trzebaby było poczekać do wtorku, kiedy to na lodowisku w Toruniu (godz. 18.30) odbyłoby się ostatnie spotkanie finału I ligi sezonu 2010/2011.

 

Nesta Toruń - HC GKS Katowice

7:4 (3:0; 3:3; 1:1)

bramki dla Nesty Toruń: P. Bomastek x 2, P. Połącarz, K. Gościmiński, T. Bluks, E. Adamovics i S. Wachowski

wstecz

Kontakt

Bannery