Treść strony sierpień_2005

Pomysły bez ludzi


Rozmowa z ANDRZEJEM KOŃCZALSKIM, prezesem TKH/ThyssenKrupp/Energostal

     - Kończy się powoli sezon transferowy w polskim hokejsu. Jak Pan oceni dokonania toruńskiego klubu?
     
- Jeśli chodzi o krajowy skład to wiele zmian nie zaszło. Doszli w zasadzie młodzi zawodnicy, a ostatnio pozyskaliśmy Dawida Słowakiewicz, Przemysława Piekarza i Piotra Cinalskiego, odszedł za to jedynie Martin Voznik. Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z większości testowanych graczy zza granicy. Przy każdym z nich dokładnie śledziliśmy przebieg dotychczasowej kariery i statystyki. Na tej podstawie sądziliśmy, że będą prezentować dużo wyższy poziom. Tymczasem przyjeżdżali do nas gracze bardzo przeciętni, w dodatku kiepsko przygotowani do sezonu. Większości już podziękowaliśmy i będziemy szukać dalej. Kolejni zawodnicy powinni dołączyć do ekipy już na najbliższym turnieju w Toruniu. Bardziej martwią mnie jednak kontuzje w zespole. Zrobiliśmy wszystko, żeby zabezpieczyć hokeistom jak najlepsze warunki do treningów, szybko był lód, dużo zorganizowaliśmy sparingów. Niestety plany pokrzyżowała cała seria kontuzji. Przez to niemal w każdym meczu trener inaczej musiał zestawiać poszczególne formacje. Kolejne cztery mecze powinniśmy rozegrać już we właściwym ustawieniu, ale z kolei ze składu wypadli kadrowicze, którzy przebywają na zgrupowaniu. Pocieszam się tym, że w podobnej sytuacji są także inne zespoły. Dotychczasowe pojedynki wykazały, że w tym składzie jesteśmy w stanie powalczyć w tym sezonie o dobry wynik.
     - Próbowaliście jednak pozyskać kilku graczy z polskiej czołówki, choćby Jarosława Różańskiego czy Leszka Laszkiewicza. Dlaczego się nie udało?
     
- Z polskimi najlepszymi zawodnikami jest ten problem, że niemal wszyscy są powiązani kontraktami i za takie transfery trzeba słono płacić. Na pewno najbliżej naszej drużyny był Laszkiewicz, ale ostatecznie wybrał Kraków. Czas pokaże czy była to dla niego najlepsza decyzja. Inni, tak jak choćby wspomniany Różański, traktują takie negocjacje jak kartę przetargową w rozmowach z macierzystymi klubami. Być może na ich miejscu postępowałbym tak samo, ale nie jest to do końca w porządku.
     - Najwięcej wzmocnień dokonała Cracovia. Pana zdaniem, wystarczających, żeby pokusić się o tytuł mistrza Polski?
     
- Z pewnością. Z krajowego składu wymienili chyba połowę zawodników i to w większości pozyskali reprezentantów kraju. Ale to wcale nie oznacza, że nie będą do pokonania. Patrząc na nasz zespół jeżeli wszyscy zawodnicy wrócą do pełni sił i formy jesteśmy w stanie powalczyć także z Cracovią. Obawiam się trochę o Tomka Wawrzkiewicza, żeby te liczne urazy nie wpłynęły negatywnie na jego psychikę. Trzeba pamiętać, że nam brakuje bardzo zgrania. We wszystkich dotychczasowych meczach głównie testowaliśmy obcokrajowców. Na ocenę możliwości trzeba więc jeszcze poczekać.
     - Znalazł się Pan w radzie nadzorczej Polskiej Ligi Hokejowej. Co zrobić, żeby ta organizacja zaczęła wreszcie przynosić jakieś efekty?
     
- To nie jest takie proste i na efekty działań nowych władz trzeba będzie jeszcze poczekać. Jedno jest pewne: Rafał Pstrucha na razie sprawdza się na stanowisku prezesa. Wiele rzeczy ma już dopiętych, kolejne sprawy są w trakcie finalizacji. Na pewno głównym problemem, z którym musi sobie poradzić są transmisję telewizyjne z meczów ligowych. Każdy potencjalny sponsor pierwsze pytanie zadaje właśnie o telewizje. I nie ma większego znaczenia, czy to transmisje na żywy czy z odtworzenia. Ważne jest, żeby jego firma była widoczna dla szerszej publiczności. Trzeba za to zapłacić, ale wiem, że prezes zebrał już środki na około dziesięć transmisji we wrześniu. To dobry początek. Jeżeli hokej będzie pokazany raz, potem drugi, trzeci to jest szansa, że znajdzie się sponsor, który wyłoży kolejne pieniądze.
     - Jak Pan oceni decyzję PZHL, który zdecydował się powierzyć kadrę Rudolfowi Rohaczkowi?
     
- Myślę, że ma spore doświadczenie, choć nie w pracy z reprezentacją. Odnosił spore sukcesy w naszej lidze, zna naszych hokeistów. To z pewnością wartościowa osobowość, czasami kontrowersyjna, ale tak też trzeba postępować niekiedy. Mam jedynie nadzieję, że nie będzie preferował swoich zawodników klubowych, ale spojrzy na reprezentację z punktu widzenia całej ligi. Osobiście uważam, że opiekun reprezentacji powinien jak najszerzej współpracować z trenerami klubowi. Oni najlepiej przecież wiedzą w jakiej formie znajdują się aktualnie ich podopieczni. Może wolałbym na tym stanowisku Walentego Ziętarę, ale tylko z patriotycznych pobudek. Rohaczkowi też będę kibicował.
     - Coraz więcej w polskim hokeju mówi się o wprowadzeniu tzw. prawa Bosmana, regulującego rynek transferowy. Co Pan o tym sądzi?
     
- Generalnie to słuszny kierunek, ale potrzebny jest okres przejściowy, dwa, może trzy lata. Najlepsi hokeiści w większości klubów mają podpisane roczne lub dwuletnie kontrakty. Proszę sobie wyobrazić, co się stanie po wprowadzeniu wolnego rynku. Ten kto będzie miał pieniądze pozbiera natychmiast wszystkich najlepszych i liga z pewnością straci jeszcze na atrakcyjności. Jaką motywację będą miały kluby, żeby pracować z młodzieżą, skoro każdego zawodnika będzie można pozyskać za darmo? Dla przykład: my w skali roku wydajemy 300 tys. złotych na szkolenie młodzieży. Ktoś mógłby zapytać po co? Przecież za tą kwotę moglibyśmy kupić trzech, czterech świetnych zawodników. Tylko kto za kilka lat miałby grać w naszej lidze? Można wprowadzić prawo Bosmana, ale na przykład z zastrzeżeniem, że zawodnik do 23 roku życia nie może odejść za darmo. Te zasady teoretycznie są bardzo proste, ale zawsze wzbudzają wielkie kontrowersje. Trzeba znaleźć najwłaściwsze rozwiązanie pośrednie.
     - Myśli Pan, że jest szansa, żeby ligowy hokej zrobił w tym sezonie krok do przodu?
     
- Jest szansa, żeby ta dyscyplina zaczęła się promować. Jak już wspomniałem, niezbędnym warunkiem jest telewizja. Wtedy pojawią się sponsorzy, młodzież będzie się garnąć do klubów. Mocniej powinien zaangażować się w to wszystko PZHL. Przede wszystkim trzeba popularyzować hokej w miejscach, gdzie jest lub będzie w najbliższym czasie baza, a gdzie nie ma drużyn hokejowych, jak Łódź, Lublin, Szczecin czy Wrocław. W tym ostatnim mieście już w ubiegłym sezonie miał być zorganizowany mecz pokazowy między TKH i Podhalem Nowy Targ. Byliśmy gotowi do wyjazdu, gdy w ostatniej chwili wszystko odwołano. Związek powinien także dążyć do dokształcania rodzimych trenerów. Proszę spojrzeć na ekstraklasę. Na osiem klubów tylko trzy zatrudniają szkoleniowców z Polski. Kto ma potem prowadzić szkółki hokejowe dla dzieci i młodzieży? Szkoła MIstrzostwa Sportowego jest pożyteczna, ale nie rozwiązuje naszych problemów. Moim zdaniem lepsze efekty przyniosłoby szkolenie młodzieży w klubach, organizowanie rozgrywek juniorskich z prawdziwego zdarzenia. Tak jak w Czechach czy na Słowacji. Wydaje mi się, że powstała pewna wizja rozwoju hokeja, ale czasami brakuje odpowiednich ludzi do jej realizacji.
     - Wróćmy na koniec do Torunia. Tegoroczny budżet będzie na podobnym poziomie jak ubiegłoroczny, czy też może udało się zgromadzić więcej środków?
     
- Mamy pieniądze na poziomie ubiegłego roku. Zawsze chciałoby się mieć więcej, ale muszę przyznać, że do końca budżet nie jest jeszcze zamknięty. Wiele zależy od kibiców, którzy w naszym wypadku stanowią poważną pozycję w budżecie. Z kolei frekwencja na trybunach zależy w dużym stopniu od wyników. Cały czas staramy się szukać dodatkowych pieniędzy. Nasz klub sponsorów zwiększył się już do 77 firm. Moim marzeniem jest mieć 150 darczyńców, z których każdy przekaże rocznie na konto klubu choćby 5 tys. złotych. Wystarczy policzyć jaka kwota z tego wyjdzie. 
     

Rozmawiał Joachim Przybył

25 Sierpnia 2005

źródło : www.pomorska.pl

wstecz

Kontakt

Bannery