Treść strony marzec_2006

Liczyłem na więcej

Rozmowa z ANDRZEJEM KOŃCZALSKIM, prezesem TKH ThyssenKrupp Energostal Toruń.

- Do tej pory nie chciał Pan podsumowywać sezonu czekając na końcowy wynik drużyny. Dziś już wiemy, że TKH zajął piąte miejsce. Jak Pan traktuje taki finał Polskiej Ligi Hokejowej?
- Przede wszystkim po rundzie zasadniczej nie wyobrażałem sobie innego rozwiązania. Inaczej sprawa wyglądała latem. Udało nam się zorganizować odpowiednie przygotowania zespołowi, który nigdy wcześniej nie miał tylu okazji do sprawdzenia swojej formy. Wydawało się, że drużyna ma szanse odgrywać czołową rolę w ekstraklasie. A dlaczego tak się nie stało? Wszyscy wiedzą gdzie straciliśmy bardzo ważne punkty, ile praktycznie wygranych spotkań remisowaliśmy ostatecznie. Przeszkadzały nam także kontuzje, na które narzekali choćby Wawrzkiewicz, Proszkiewicz, Dołęga czy Fraszko. To nasi podstawowi zawodnicy, bez których zespół sporo traci na wartości. Te wszystkie czynniki złożyły się na taki właśnie efekt końcowy.

- W jakich kategoriach rozpatrywać więc zdobycie Pucharu Polski? Czy ten sukces jest w stanie zatrzeć niepowodzenia ligowe?
- No właśnie, dobre pytanie. Trudno mi odpowiedzieć. Dla mnie w każdym razie zdobycie Pucharu Polski to bardzo duży sukces. Nie licząc żużlowców jeszcze żadnej toruńskiej drużynie nie udało się zdobyć tego trofeum. Turniej był rozgrywany w drugiej fazie sezonu, gdy nasza forma była już bardzo wysoka. Potwierdziły to kolejne mecze ligowe, problem w tym, że nie udało się odrobić już wszystkich strat. Liczę, że będziemy w przyszłym sezonie organizować turniej finałowy. Jest taka niepisana zasada, że ma do tego prawo obrońca tytułu.

- Czy któryś z zawodników Pana zaskoczył? A może któryś rozczarował?
- Uważam, że nieźle wprowadziła się do zespołu młodzież. Widać, że Piotr Koseda, Arkadiusz Marmurowicz czy Jacek Dzięgiel coraz mocniej wchodzą do składu i na pewno kilka spotkań pokazało, że warto w nich inwestować. Jeśli chodzi o drugą część pytania, to wolałbym publicznie nikogo nie krytykować, choć nie brakuje zawodników, do których mam zastrzeżenia. Ale wolę im to powiedzieć osobiście.

- Było sporo problemów ze znalezieniem właściwych obcokrajowców. Michał Mravec dołączył do ekipy dopiero w drugiej fazie sezonu.
- W tej kwestii muszę przyznać, że pomyliłem się latem. Wydawało mi się, że sprowadzanie kolejnych graczy na testy będzie dobrym pomysłem i w końcu znajdziemy właściwych. Tak się nie stało, a ciągłe roszady w składzie utrudniały zgranie poszczególnych formacji. To był błąd zarządu klubu. Teraz już wiemy, że trzeba zapraszać tylko zawodników, którzy rokują naprawdę duże nadzieje, najlepiej sprawdzonych.

- W jakiej kondycji finansowej klub kończy sezon?
- Muszę przyznać, że bywały lepsze lata. Mocno straciliśmy zwłaszcza w końcówce sezonu. Widać było, ilu kibiców przychodziło na mecze z KH Sanok czy Zagłębiem Sosnowiec. Według wstępnych wyliczeń dochody ze sprzedaży biletów były mniejsze o około 140 tys. zł w porównaniu do poprzedniego sezonu. W skali naszego budżetu to bardzo znacząca kwota. Nie ukrywam więc, że mamy pewne zaległości. Klub jest wypłacalny, ale pewne długi będziemy regulować jeszcze w kwietniu i maju. Wtedy odpadną nam obciążenia związane z utrzymywaniem zawodnikom, a wpływy dzięki sponsorom utrzymają się na dotychczasowym poziomie.

- Wciąż Pan jest prezesem klubu i wciąż Pan odpowiada za budowę składu na przyszły rok. Jakie wzmocnienia są konieczne, żeby wreszcie wywalczyć medal?
- Większość kibiców doskonale zdaje sobie sprawę, jakie mamy braki. Powinniśmy pozyskać ze dwóch solidnych obrońców oraz dwóch środkowych ataku. Problem w tym, że akurat na tych pozycjach brakuje klasowych zawodników w Polsce i jest duża konkurencja. Zwłaszcza ze środkowymi borykamy się już kolejny sezon z rzędu. Na siłę trochę szukamy zawodników na tą pozycję u nas w składzie. Przykładem może być Tomek Proszkiewicz, który i tak był jednym z najskuteczniejszych graczy w lidze. Ale zdobyłby jeszcze więcej bramek, gdyby cały sezon grał na swojej pozycji. Nie można jednak oczekiwać od zawodnika, żeby zmienił swoje nawyki z całej kariery. Taki Sławek Kiedewicz bardzo się stara, ale z przyzwyczajenia ciągle próbuje grać pod bandą, choć miał pełnić rolę środkowego.

- A co z trenerami? Dotąd zarząd klubu nie zajął jednoznacznego stanowiska w sprawie Jarosława Morawieckiego?
- Na razie jeszcze na to za szybko. Musimy w gronie zarządu przedyskutować tą kwestię, przeanalizować pracę sztabu szkoleniowego. Potem dopiero spotkamy się z trenerami i dowiemy się czy oni w ogóle są zainteresowani dalszą współpracą. Stanie się to w ciągu najbliższych tygodni.

Rozmawiał Joachim Przybył (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery