Treść strony maj_2007

Chciałbym wrócić do formy jaką prezentowałem w Stoczniowcu

Rozmowa z Rafałem Cychowskim, nowym obrońcą TKH ThyssenKrupp Energostal.

W ciągu dwóch sezonów z czołowego obrońcy ligi stał się rezerwowym, niekiedy nawet nie mieszcząc się w kadrze swojego zespołu. Dlatego pomimo dwóch srebrnych krążków na szyi Rafał Cychowski nie będzie najlepiej wspominał tyskiego epizodu w swojej karierze. W Toruniu pod okiem dobrze mu znanego Mariana Pysza, chce nawiązać do swoich najlepszych lat w polskiej lidze.

W minionym sezonie rzadko pojawiał się pan w kadrze meczowej w Tychach, a jeśli już to zazwyczaj w trzeciej lub czwartej formacji. Jakie były tego przyczyny ?


- Nie mogłem porozumieć się z trenerem. W pierwszym sezonie w klubie więcej grałem, stawiano na mnie, teraz było wręcz przeciwnie. Szkoleniowiec miał swoich zawodników, a mi przydzielono rolę łataj dziury. W grudniu stwierdziłem, że chcę odejść, bo widziałem co się dzieje. Pytałem się o zgodę na przejście do Gdańska, gdyż tam potrzebowali zawodników. Byliśmy juz praktycznie dogadani. Trener się jednak nie zgodził i zapewniał, że będę mu potrzebny.

Jak się okazało później miał rację, ale był Pan mu potrzebny jako środkowy napastnik.

- Tak jak co roku na play-off trafiam na środek ataku. Kiedy Stoczniowiec był prowadzony przez Siergieja Wojkina w sezonie 1999/2000 graliśmy na cztery piątki to w pierwszej występowałem na obronie a w czwartej na środku ataku.

Wracając do pana sytuacji w Tychach, trener Matczak mówi, że powodem bycia często poza kadrą był fakt, że byli lepsi zawodnicy w danym momencie, których mógł desygnować do gry.

- Sytuacja wyglądała tak, że miał swoich zawodników i wystawiałby ich nawet jeśli mieliby grać powiedzmy z nogą w gipsie. Wszyscy, łącznie z kibicami, widzieli co się dzieje tylko nie trener, który miał swoją wizję i według niej postępowął. Pamiętam, że zostałem wystawiony na środek ataku w meczu z Cracovią (7 stycznia 2007 w Tychach, wynik 4:2 dla gospodarzy - przyp.red.) i zdobyłem bramkę na 3:1. Dwa dni później graliśmy w Toruniu. Podczas tego pojedynku dostałem w nogę i była to na tyle bolesna kontuzja, że nie mogłem go dokończyć. Od tego momentu zacząłem jeszcze rzadziej pojawiać się w kadrze meczowej - tak jakby trener się na mnie obraził. Jak podano informację, że Matczak zostaje na stanowisku to podjęliśmy z żoną decyzję, że czas zmienić klub, bo to nie miało dalej sensu. Chodziłem cały czas wściekły, wszystko mnie drażniło, co się odbijało na moich najbliższych.

Dlaczego w ciągu dwóch ostatnich sezonów nie udało się w Tychach powtórzyć złota ?

- Swoją rolę odegrały czynniki sportowe. Podhale było od nas o wiele lepiej przygotowane taktycznie. Rok temu Cracovia miała naprawdę silny skład a nam przytrafiały się kontuzje. Poza tym myślę, że przyczynił się do tego brak atmosfery w drużynie, która była podzielona na starych i młodych. Klub miał również problemy finansowe i każdy zamiast myśleć o grze miał zajętą głowę tym tematem. W pewnym momencie pojawiły się nawet plany, żeby nie wychodzić na lód w ramach protestu, ale prezes zawsze przychodził i nas uspokajał. Jeśli chodzi o moją osobę to klub jeszcze jest mi winny pieniądze za trzy i pół miesiąca. Obawiam się trochę, że w związku z moim odejściem spadnę na koniec kolejki, która czeka na zaległości, ale z drugiej strony odkąd w Tychach działa pan Skowroński zawsze wszystko było uregulowane do końca.

Po sezonie znowu pojawiła się możliwość powrotu do Gdańska. Dlaczego w grudniu potrafiliście się porozumieć a teraz już nie ?

- Wtedy Stoczniowcowi brakowało zawodników, natomiast po zakońceniu rozgrywek zaczęło działać prawo Bosmana, więc woleli ściągnąć paru młodych chłopaków. Byłem skłonny podpisać trzyletnią umowę, ale moje warunki finansowe nie zostały już drugi raz przyjęte.

Jaka rola odpowiada najbardziej Rafałowi Cychowskiemu na lodzie ?

- Zdecydowanie lubię jeździć za akcją i włączać się aktywnie do poczynań ofensywnych. Większość bramek, które strzelałem za najlepszych czasów w Gdańsku, padały z przewag. Razem ze Zdenkiem Juraskiem i Łukaszem Zachariaszem mieliśmy tak opracowane te sytuacje, że rozgrywaliśmy je praktycznie w trójkę. Pamiętam, że razem z Zachariaszem podpatrzeliśmy jeden ze schematów rozgrywania przewag z NHL 2005 czy 2004 i zaczęliśmy ćwiczyć go na treningach. Trochę się z tego śmialismy, ale wkrótce okazało się, że nam to dobrze wychodzi i przekłada się na gole.

Były Tychy, był Gdańsk, ale jeszcze wcześniej miał Pan epizod w Warszawie.

- Wówczas miałem dwie alternatywy. Mogłem wrócić do Zagłębia, które się odradzało, albo iść do Warszawy. Do tego drugiego wyboru skłonił mnie trener Safonow. Drużyna była połączeniem młodych zawodników ze stranieri. Grali z nami Gusow, Prima, Rautalin, Buszcian. Ten ostatni brał mnie zawsze po treningach i kazał jeszcze trenować. Dzięku niemu sporo się nauczyłem. Pamiętam, że przegraliśmy ze Stoczniowcem mecz o wejście do czwórki. Po nim rozpoczęły się rozmowy o moim przejściu do Gdańska i wkrótce byłem już zawodnikiem Stocznowca, w którym spędziłem sześć sezonów.

- Znajomość z Safonowem z czasów SMS zaprocentowała.

- Pamiętam dobrze jak wyglądały te nasze dni spędzone w SMS-ie za Safonowa. Na pierwszym miejscu był hokej, potem dopiero nauka. Wstawaliśmy rano o czwartej na rozruch, później śniadanie, trening na lodzie, szkoła, znowu trening i znowu szkoła. Z perspektywy czasu można stwierdzieć, że pierwsze trzy lata istnienia Szkoły były bardzo owocne. Większość z tych chłopaków gra w podstawowych składach najlepszych zespołów w kraju. Spójrzmy jak to wygląda teraz. Dla nas to była kiedyś wielka porażka jak nie zajmowaliśmy przynajmniej drugiego miejsca grając w grupie B. Zagraliśmy też w grupie A na MŚ do lat 20. Wówczas występowaliśmy też w lidze z najsilniejszymi zespołami w Polsce - Nowym Targiem, Oświęcimiem, Katowicami i przegrywaliśmy mała różnicą bramek. Teraz jakby U20 miała występowac w PLH to nie wiem jakby się to skończyło, skoro my już z Japończykami przegrywamy. Jak patrzę na to co się dzieje w tym SMS-ie to ci zawodnicy mają więcej wolnego niż zajęć.

- Dzisiaj niepowodzenia SMS-u tłumaczy się tym, że przychodzą tam zawodnicy nieprzygotowani do szkolenia na tym etapie.

- My też nie byliśmy przygotowani. Po prostu trener Safonow jak zobaczył nasz poziom wyszkolenia, jazdę na łyżwach itd. zaczął wszystko od podstaw. Dlatego rano mieliśmy rozruch na hali w samych dresach z kijami ćwicząc podania, strzały. Uczył nas jak jeździć, jak wychodzić na pozycje. Safonow nie chodził i nie skarżył się, że przychodziliśmy nieprzygotowani. Szczerze to wydaje mi się, że u nas to jeszcze gorzej wyglądało niż teraz jeśli chodzi o umiejętności. W klubach często treningi polegały na tym, że rzucano nam krążek i graliśmy. W SMS-ie powinni być trenerrzy z dużym bagażem doświadczeń, który będzie trzymał dyscyplinę. Znowu muszę wrócić do trenera Safonowa albo do Walntego Ziętary. W łóżkach musieliśmy być o 22, nawet jak chcieliśmy iść do miasta to musieliśmy się wpisywać na listę w internacie przy wyjściu i przy wejściu.

Wcześniej przywołał Pan MŚ grupy A do lat 20.

- (śmiech) Takich imprez się nie zapomina.W 1997 pojechaliśmy do Szwajcarii. Na miejsce dojechaliśmy w czasie, kiedy Rosja miała trening. W tamtym składzie byli m.in. Morozov, Samsonov, Kvasha. Jak zobaczyliśmy ich rozjazd to nam ręce poopadały. W pierwszym spotkaniu przegraliśmy z Finlandią 7:0, od Rosjan dostaliśmy 12:0. Pamiętam, że w trzecim meczu ze Szwecją po dwóch tercjach prowadziliśmy 2:1, ale niestety po ostatniej syrenie było 7:2 dla Trzech Koron. Dalej była porażka ze Szwajcarią 6:3 bodajże i ostatni, decydujący pojedynek stoczyliśmy z Niemcami, ulegając im 7:0.

Jakie plany wiąże Pan z grą w Toruniu ?

- Chciałbym się przede wszystkim odbudować, wrócić do tej formy jaką prezentowałem w Stoczniowcu. Nie wiem czy to się do końca uda w tym sezonie, ponieważ to wymaga czasu, ale w następnym roku wszystko powinno być już w porządku.

Ile kilogramów musi Pan zrzucić ?

- (śmiech) Nie wiem nie ważyłem się ostanio. Przez to wszystko nie mogłem nic robić, bo cały kwiecień jeździłem tylko do Gdańska i z powrotem. Myślę, że tak z pięć kilogramów powinienen śmiało schudnąć.
  • autor: Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)

wstecz

Kontakt

Bannery